Suzume, kilkunastoletnia dziewczyna jest świadkiem
morderstwa. Zabito jej ojca i kuzynkę, a jej samej grozi niebezpieczeństwo.
Dlatego wraz z matką udają się do innego miasta by zamieszkać z przyjacielem
ojca, Terayamą. Po pewnym czasie matka dziewczyny wychodzi za mężczyznę, a
wtedy Suzume poznaje prawdę o ojczymie. Do śmierci jej ojca przyczynił się
właśnie on. Nastolatka pragnie pomścić śmierć najbliższych. Ucieka więc z domu,
planując zemstę, odkrywając w sobie magiczne zdolności i poznając ludzi, którzy
zmienią jej świat. Czy plan dziewczyny zakończy się sukcesem?
Co skłoniło mnie do sięgnięcia po „Cienie na Księżycu”? Na
pewno Nie opis powieści. Kopciuszek? Księżycowy Książę? Nie przekonywało mnie
to. Jednak jak tylko książkę dostałam w swoje ręce, zaczęłam czytać.. Początek
jest pełen akcji. Morderstwo, ucieczka.. jednak w ogóle mnie to Nie wciągnęło.
Czytałam dalej bez większego oczekiwania, aż do pewnego momentu. Sama Nie wiem,
który to był fragment, jednak nagle zaczęłam czytać z przyśpieszonym biciem
serca i z rosnącym zaciekawieniem. Fabuła została wzbogacona o nowe rzeczy,
bardziej interesujące, momentami mogłabym nawet rzec mrożące krew w żyłach.
Najciekawszy wątek jednak i tak zaczął się jak Suzume poczęła planować zemstę.
Dla niej musiała zrezygnować z miłości i podjąć trudne decyzje. To Nie było dla
dziewczyny proste, ale głęboko wierzyła, że uda jej się pomścić śmierć ojca i
kuzynki, jeżeli cała się poświęci dla sprawy.
Suzume bywała w miejscach, które autorka niezwykle barwnie
opisała. Akcja toczyła się w Japonii, Kraju Kwitnącej Wiśni, a przynajmniej takie
wrażenie miał czytelnik, bo pisarka stworzyła swój fantastyczny świat.
Chciałabym również wspomnieć o jednej rzeczy, a mianowicie o
mocy jaką dziewczyna w sobie odkryła. Była tkaczką cieni, potrafiła stworzyć
iluzję czegoś, co wiele razy pomagało jej w trudnych sytuacjach. Dodawało to
powieści pewnego smaczku i czuć było tę magiczną część.
Kilkunastoletnia Suzume nie od początku wzbudza przychylność
czytelnika. W jej życiu dochodzi do tragedii i dziewczyna nie wie jak z tym
żyć. W pewnym momencie dochodzi również do samookaleczeń ze strony głównej
bohaterki. Z czasem jednak, nabywając nowych doświadczeń, dowiadując się
różnych rzeczy, postać staje się silną, zdecydowaną i wierzącą w jedno osobą. W
jedno czyli w zemstę.. To główny punkt powieści i na nim najbardziej skupiała
się Suzume. Oprócz głównej bohaterki, w powieści przewija się wiele innych
postaci. Poznajemy Otiena, chłopca od którego wiele rzeczy w powieści zależy,
oddaną i wspierającą Akirę, a także bezlitosnego Terayamą i matkę, która
zamiast córki wybrała mężczyznę. Żeby poznać resztę bohaterów trzeba samemu
zagłębić się w „Cienie na Księżycu”.
Ciężko mi ocenić język pisarki bo mam wrażenie, że dojrzewał
razem z bohaterką. Na początku raziły mnie niektóre błędy stylistyczne, z
czasem jednak miałam wrażenie jakby zaczęły zanikać. Pisarka zaczęła tworzyć
piękną historię, a Nie tylko ją opisywać. I to dojrzewanie w jakiś sposób
również do mnie przemówiło. Zoe Marriott zastosowała narrację pierwszoosobową
co bardzo jej się udało. Chociaż czasami bohaterka wydawała się nad sobą
użalać, to biorąc pod uwagę wydarzenia, ciężko było jej się dziwić. Dzięki narracji w pewien sposób zżyłam się z
Suzume.
Jedną z rzeczy, które przekonały mnie do przeczytania
powieści była okładka. Pionowe, japońskie znaki tworzyły klimat i nastrój,
przez który byłam bardziej ciekawa co znajdę w środku książki. Oprawa również
mi się podoba. Ładny papier, dobra czcionka i podział lektury na trzy części:
Suzume, Rin i Yue.
„Cienie na Księżycu” to trzecia powieść Zoe Marriott. Z
ciekawością przeczytałabym dwie poprzednie lektury pisarki. Mam nadzieję, że
któreś wydawnictwo zdecyduje się je wydać.
Historia poza czasem i ponad czasem głosi napis na okładce.
I zdecydowanie książka Marriott taka jest. Wchłania czytelnika tak, że budząc
się z letargu, zauważa ile czasu minęło. Mnie lektura również pochłonęła. Może nie od początku, ale jednak. Co do zakończenia to trochę się na nim zawiodłam.
Zdarzyło się coś, czego się spodziewałam, ale myślę, że finał był ciekawy i
dobry. Po prostu dobry.
„Cienie na Księżycu” polecam każdej osobie szukającej
książki, która przeniesie wszystkich w swój własny magiczny świat.
Za książkę dziękuję serdecznie:
____________________________________
Powróciłam do blogowania. Muszę przyznać, że przez urlop i brak internetu bardzo zaniedbałam recenzje i teraz nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć na raz. Proszę o cierpliwość, powoli będę nadrabiała.
Powróciłam do blogowania. Muszę przyznać, że przez urlop i brak internetu bardzo zaniedbałam recenzje i teraz nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć na raz. Proszę o cierpliwość, powoli będę nadrabiała.
Mam tę książkę na oku, chętnie ją przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńTak więc czekam na pozostałe recenzje:)
OdpowiedzUsuńmam na oku tę książkę i pewnie w swoim czasie sięgnę po nią :)
OdpowiedzUsuńDość ciekawa, kiedy będę miała możliwość to do niej zajrzę :)
OdpowiedzUsuńChodzi za mną ta książka :)
OdpowiedzUsuńKsiążka tak mnie oczarowała, że szok! Bardzo, ale to bardzo ją lubię ;) I na pewno do niej wrócę.
OdpowiedzUsuńKocham tę historię - jest taka magiczna! No i Otiena bardzo lubię <3
OdpowiedzUsuńDalej coś mnie do tej książki nie przekonuje...
OdpowiedzUsuńKsiążka już czeka w kolejce, a ja nie mogę się doczekać kiedy będę mogła się za nią zabrać. Więc gdyby nie fakt, że od dawna chcę ją przeczytać, to Twoja recenzja z całą pewnością by mnie do niej przekonała :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To mi wygląda na książkę w sam raz dla mnie. Lubię takie wciągające powieści z dreszczykiem, a jeśli dodać do tego egzotyczną scenerię, to już w ogóle mam idealny zestaw. :)
OdpowiedzUsuńhttp://soy-como-el-viento.blogspot.com/
Mam mieszane odczucia co do tej książki.
OdpowiedzUsuńpiszesz o niej ciepło, może warto sięgnąc:)
OdpowiedzUsuń