wtorek, 24 grudnia 2013

Święta za rogiem!

Z okazji Wigilii oraz Świąt Bożego Narodzenia chciałabym złożyć Wszystkim serdeczne życzenia. Przede wszystkim życzę, aby uśmiech nie schodził z Waszych twarzy i by każda drobnostka potrafiła być przez Was doceniana, a smutki odegnane na bok. Życzę również dużo zdrowia i energii na poświęcane czyny. Aby Wasze marzenia, plany, ambicje doczekały się spełnienia, a wokół Was byli tylko wartościowi i pełni zaufania ludzie.
Wielkimi krokami zbliża się także Sylwester, a niedługo powitamy Nowy Rok. Korzystając z okazji w 2014 roku życzę Wam dużo cierpliwości, spokoju ducha, ale także by każdy kolejny dzień zakończony był zadowoleniem i uśmiechem.

środa, 18 grudnia 2013

"Mężczyzna, który zapomniał o swojej żonie" - John O'Farrell

"Kobiety żyją wspomnieniami, mężczyźni tym, co zapomnieli"


Vaughan jedzie metrem, kiedy spostrzega, że nie wie, kim jest i dokąd zmierza. Trafia do szpitala, w którym zostaje oznaczony jako „nieznajomy biały mężczyzna”. Przypadkowo w rozmowie z nowym i jedynym w tym czasie znajomym przypomina sobie numer do niejakiego Gary’ego. Od tego momentu zaczyna się jego nowe życie, w którym próbuje uzyskać informacje o własnej tożsamości.

Muszę przyznać, że jestem zagorzałą przeciwniczką komedii w każdej formie, a jak informacja na okładce wskazuje, recenzowany utwór powinien być przypisany do tego właśnie gatunku. Coś mnie jednak do powieści przyciągnęło, czemu nie mogłam być obojętna. Niewątpliwie czynnikiem zachęcającym był intrygujący tytuł, ale to przeczytanie opisu skłoniło mnie do skonsumowania lektury.

Jak na komedię przystało, historia okazała się być okalana w zabawne treści oraz dialogi. Nie były one jednak sztampowe, jak sobie na początku wyobrażałam, a autentycznie śmieszne.


– Proszę podać swoje pełne imię i nazwisko.
– Och, moje pełne imię i nazwisko? – jąkałem się. – To znaczy ze wszystkimi imionami?


Żeby nie przesadzić z sielanką, w wesołej powieści przydarzyło się coś przygnębiającego. Tutaj możemy za takie wydarzenie uznać utratę pamięci przez głównego bohatera, ale chociaż to motor napędowy historii, nie był bynajmniej zły. Czytelnik miał okazję zobaczyć sytuacje, które w dużej mierze przyczyniły się do tego, by komedia była także przejmująca i wzruszająca.

Przed obrazem staje rozpadające się małżeństwo, problemy z alkoholem czy śmiertelna choroba bliskiego członka rodziny. Chociaż sam przypadek „zapomnienia” może być dla nas daleki, to komplikacje życia codziennego sprawiły, że książka stała się lekturą realną, a przeciętny czytający mógł utożsamić się z bohaterami.


– Moja utrata pamięci może być najlepszą rzeczą, jaka nam się przytrafiła!
– Rany boskie, Vaughan, jedną z rzeczy, które doprowadzały mnie do szału, było to, że zapominałeś o wszystkim, co ci mówiłam.


Ich samych za to nie sposób nie lubić. Są nie tylko charyzmatyczni i zabawni, ale także szczerzy wobec innych. Czasami nasza grupka bohaterów stwarzała złudną iluzję otaczającego świata, patrzyli na rzeczywistość z jednej, własnej perspektywy, przez co zdarzało im się popełniać błędy. Ale to na nich człowiek się uczy, fikcyjne postaci również – czego mogłam być świadkiem. Na największą sympatię zasłużył Gary – genialny umysł z głupkowatymi pomysłami. Nie sposób było jednak nie zwrócić uwagi na jego olśniewającą żonę Lindę, sprawującą piast tej „lepszej” połówki w ich związku.


– Och, to takie romantyczne! – powiedziała Linda w widocznej ciąży. – Może my się rozwiedziemy?
                  

Mniej sympatycznie w początkowej fazie wypadła Maddy, żona głównego bohatera, która na wstępie sprawiała wrażenie samolubnej. Niedługo, lepiej ją poznawszy, stanęłam za Madeleine murem.

Należy zaliczyć do pozytywów to, że Vaughan był bardzo wyrazistą postacią i jego przemyślenia nie działały nużąco, a wręcz pobudzająco, ponadto historia z zanikiem pamięci nie wydawała się naciągana, tylko rzeczywista.

Mnie jako kobiecie czasami ciężko czytać książki, których narratorem pierwszoosobowym jest mężczyzna, bo aż nazbyt często nie zgadzam się z jego nawykiem myślowym. Tym razem całkiem porzuciłam tę kwestię i bez oporu wdrożyłam się w refleksje Vaughana. Zawdzięczać to mogę zapewne lekkiemu piórze pisarza, który wyczarował i dobry pisarsko, i interesujący czytelnika tekst. Przedstawienie historii w sposób, w jaki dokonał John O’Farrell, jest strzałem w dziesiątkę. Wspomniane przeze mnie dialogi są inteligentne, ale także bawią, dzięki czemu czas przy lekturze pędzi nieubłaganie. Autorowi można także zazdrościć niekonwencjonalnego pomysłu, który stanowi część składającą się na sukces.

Przy kolejnym fragmencie chciałabym odstąpić od chwalenia pisarza, a pogratulować wydawnictwu Sonia Draga. Dosłowne przetłumaczenie tytułu, świetna zachęcająca okładka, dobra korekta tekstu to punkty, które podwyższają zaufanie czytelnika do tegoż wydawnictwa.


„Mężczyzny, który zapomniał o swojej żonie” nie można nazwać wybitnym, powalającym na kolana arcydziełem. Jednak nie jest to również zwykła powiastka. Mogłam się w tej lekturze doszukać skruchy, odwagi; poczułam, czym jest samotność i niezrozumienie; bałam się, wątpiłam, ale też wybuchałam salwami śmiechu. To nie historia o niczym, to historia o ludziach. Ja jej zaufałam i nie żałuję. Co zrobisz Ty?


Za możliwość zrecenzowania dziękuję:
LITERATURA JUVENTUM



niedziela, 15 grudnia 2013

"Ostatnia Spowiedź Tom II" - Nina Reichter

"Zwycięzcami w miłości są pokonani przez miłość. "

Pierwsza część trylogii niespodziewanie mnie zachwyciła. Jednak jak się wkrótce okazało nie byłam jedyną osobą. "Ostatnia spowiedź" wstrząsnęła blogosferą, sprawiła, że Polscy czytelnicy uwierzyli w rodowitą pisarkę. Lecz mimo zachwytu, dopiero przy drugim tomie naprawdę doceniłam Nine Reichter.


Bradin leży w szpitalu w ciężkim stanie. Jest nieświadomy, że Ally każdego dnia i każdej nocy przy nim czuwa. Dziewczyna nie radzi sobie z bezsilnością i bólem. Zaprzyjaźnia się z Tomem, bo widzi, że on także martwi się o brata i że oboje powinni się wspierać w trudnych chwilach. Bohaterka nie jest jednak w stanie dostrzec jakie uczucia targają młodym mężczyzną.

"Zaufanie. To cząstka duszy, którą oddajesz komuś w nadziei, że nadal pozostanie Twoja."

Od pierwszej strony czułam napięcie, dominujące wśród uczuć bohaterów. Początek książki był bardzo zachęcający, ponieważ już dawno chciałam poznać dalsze losy postaci i po takim wyczekiwaniu z czcią chłonęłam każde słowo. Po raz kolejny powieść Niny Reichter mnie oczarowała, zabrała do innego miejsca, pokazała nowe życie. Gdy doszłam do punktu kulminacyjnego wzruszyłam się, ale także naprawdę uwierzyłam w tę historię. Odnalazłam w niej cząstkę siebie samej. Myślę, że to dlatego realizm tej powieści tak mnie porwał. "Ostatnia spowiedź" ma w sobie coś nieprawdopodobnego - rockmen zakochany w prowizorycznie zwyczajnej dziewczynie, ale dzięki kreacji bohaterów, opowieść nie wydaje się być fikcyjna.
To nie zwykła powiastka, o której szybko się zapomina. Ta książka jest otoczona wrażliwą nutką erotyzmu: zadowala najbardziej wymagającego czytelnika, bo przedstawia historię prawdziwej, nieobliczalnej miłości, która może przydarzyć się każdemu z nas.

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to przemiana Ally. Po wypadku dziewczyna wydoroślała, zaczęła inaczej spoglądać na pewne sprawy. Postać również bardzo związała się z Bradinem. Kiedy była daleko od swojego mężczyzny czuła ból, tęsknotę. Jednocześnie, stała się bardziej stanowcza i często dziewczynie udawało się zaskoczyć czytającego.

W tomie drugim zaczęłam także inaczej patrzeć na Toma, którego wcześniej nie darzyłam sympatią. Brat głównego bohatera, to kolejny przypadek, w którym zaszła zmiana. Swoim początkowym zachowaniem zwiódł czytelnika. Okazało się bowiem, że jest bardziej dojrzały niż mogłabym przypuszczać. Muszę przyznać, że jego przeciwieństwem jest Bradin. Chociaż to on był moim numerem jeden, zachowanie w drugiej części sprawiło, że zaczęłam widzieć w nim wady i stałam się mniej łaskawsza w ocenie jego osoby, gdy popełniał błąd. To jeden z tych bohaterów, na których się zawodzimy, nie w dużym stopniu, lecz niesmak pozostaje.

"A czy mówiłem Ci już, że oddychanie ma sens tylko wtedy, kiedy jesteś obok...?"

W mojej opinii nie powinno jeszcze zabraknąć podziwu dla Niny Reichter. Pisarka po raz kolejny opowiedziała historię, która zaczęła coś znaczyć w moim życiu.
Forma przekazu nie jest obojętna, a załadowana dawką emocji; dialogi są szczere i nieinfantylne, a całości dopełniają cudowne cytaty, w których często mogłam odnaleźć zalążek własnych myśli.

Cokolwiek napiszę obiektywnego czy subiektywnego nie będzie tak przekonywało do lektury jak ona sama. To książka przekraczająca każdą granicę i nie są to puste słowa. Momenty, w których musiałam podnieść głowę by pomyśleć nad danym fragmentem są idealnym przykładem inteligencji tej powieści. Jestem tylko jedną malutką osobą wśród tuzina innych wielkich postaci, jednak jeżeli mi zaufacie będziecie mogli przeżyć to co ja przy czytaniu "Ostatniej spowiedzi 2".


"Zabrakło ciepła rąk. Zastąpił je innym..."


Za książkę  serdecznie dziękuję:

wtorek, 24 września 2013

"Kroniki Ellie 2 Nieuleczalna" - John Marsden

„Wojny zaczynają się, kiedy chcesz, ale nie kończą się, kiedy prosisz”

Seria „Jutro” zdobyła moje serce i osiadła się w mojej pamięci. Jednak po skończeniu pierwszej części „Kronik Ellie” poczułam, że Marsden się wypalił i niczym mnie już nie zaskoczy. Długo zwlekałam z przeczytaniem kolejnego tomu, obawiając się zawodu. Kiedy już się zdecydowałam, wystarczyła dosłownie jedna strona, bym nie mogła oderwać się od lektury. Ellie nadal przeżywa tragiczną śmierć rodziców. Jest zajęta prowadzeniem gospodarstwa i opieką nad Gavinem. Rezygnuje z przyłączenia się do „Wyzwolenia”, jednak przypadkowo zostaje włączona do pewnego zdarzenia – akcji, która może zakończyć się niepowodzeniem, a nawet śmiercią jej najbliższych.
Życie miłosne Ellie również rozkwita. Coraz mniej myśli ona o Lee, a nawet zaczyna coś czuć do tajemniczego Jeremy’ego. Zastanawia się także, czy to on jest przywódcą „Wyzwolenia” – Szkarłatnym Pryszczem.


Narzekałam, że w pierwszej części mało się działo, nie potrafiła ona przyciągnąć czytelnika i w większości była nudna. Dużą różnicę w tej kwestii można poczuć w „Nieuleczalnej”. Fabuła rozkwita i dostarcza dobrych, mocnych wrażeń. A o nudzie nie ma mowy. Mimo że są sceny lepsze i gorsze, w miarę stoją na równym poziomie i nie ma nad nimi przepaści.
Ważnym aspektem w tej trylogii, a także sadze „Jutro”, jest akcja. Pełni rolę niemal najważniejszą. A w ”Nieuleczalnej” jej nie brakowało. Na początku była dawkowana, lecz kiedy się rozwinęła, wkręciła mnie na dobre.
Jak zawsze zachwyca świat przedstawiony przez Marsdena. Najpierw pokazał on czytelnikowi wojnę, w ”Kronikach” zaś życie po niej i prawdę – jej uczestnicy już nigdy nie będą tylko szczęśliwi i spokojni. John realnie to uzewnętrznia, nie zabarwia, i mimo że historia w „Jutrze” oraz „Kronikach” jest fikcyjna, nie znaczy to, że nie może zdarzyć się naprawdę. A czytelnik - taki jak ja – nie zważając na drobnostki,  pochłania całą powieść, wierząc w każde napisane słowo.


Istotne dla mnie są również emocje. „Wojna się skończyła, walka wciąż trwa” to książka, która zawiodła również w tym punkcie. Na wielkie szczęście fanów obu serii pisarz przypomniał sobie, że uczucia w powieści to jeden ze składników składających się na sukces. Dalej również przeważa zamartwianie się o Gavina i jego dobro, ale Ellie daje z siebie więcej - choćby nagłe polubienie Jeremy’ego. Jednak mimo tego w książce brakuje najważniejszego z uczuć: namiętności. Prawdziwego pożądania, które łączyło główną postać z Lee.

"Paradoks miłości polega na tym, że miłość rani i uzdrawia. Poprawia ci samopoczucie tylko po to, żeby je popsuć. Dajesz się jej porwać, choć wiesz, że cię zdradzi. A kolejnym paradoksem jest to, że dajesz się jej porwać jako jednostka, ale przez to od razu tracisz mnóstwo swojej indywidualności."


Największą niespodzianką, jaką sprawiła mi „Nieuleczalna”, było zwrócenie przyjaciółki. Postawa Ellie w poprzedniej części, mimo że trochę uzasadniona, była banalna, przewidywalna i nudna. Bohaterka nie miała ikry - tej, która towarzyszyła jej przez 7 części „Jutra”.
W tym tomie zaczęła odzyskiwać barwy, poczucie humoru, dzięki czemu jej przywiązanie do Gavina nie jest już tak męczące.
Chętniej czyta się o perypetiach odważnej Ellie, aniżeli tej, która co chwilę użala się nad sobą i narzeka, że wszystko jest nie takie, jakie być powinno.
Cieszyłam się także, że z życia głównej bohaterki nie zniknął Lee. Gdybym nie mogła przeczytać więcej o jego specyficznym charakterze, odwadze i sposobie bycia, lektura nie sprawiałaby mi takiej przyjemności.
„Kroniki 2″ zwracają czytelnikowi też delikatną i mądrą Fee oraz niezastąpionego Homera.
Spotkać możemy bohaterów z pierwszej części, mamy przyjemność poznać również nowe postaci, jednak nawet mimo wręcz dogłębnych opisów nie potrafiłam się z nimi zjednoczyć.


Największą zaletą tej lektury jest pisarz, a dokładniej jego styl. Wykreowanie historii od A do Z w najdrobniejszych szczegółach, precyzyjnie - to coś, czego nie potrafi zbyt wielu autorów. John Marsden jest jednym z nielicznych. Swoją wyobraźnią zachęca do sięgnięcia po książkę, ale to wykonanie jest jednym z czynników, przez które nie można jej odłożyć.
Bardzo dobrze wychodzi mu także prowadzenie narracji pierwszoosobowej kobiecej. Nie czuć w tym sztuczności i przesadzenia.
Mimo że zwątpiłam w pisarza w poprzedniej części, zrozumiałam, że ot tak kunsztu pisarskiego nie można stracić.


Ostatnio żadna książka nie sprawiała mi dużej radości, wszystkie tylko męczyły i zanudzały. Myślałam już, że jestem nieuleczalna (!), gdy nagle trafiłam na moja perełkę. Tę jedną z wyjątkowych. „Kroniki” raczej nie dorównują 7-tomowemu „Jutru”, ale i tak są wspaniałą lekturą, dzięki której zaczęłam coś czuć. Już nie zmęczenie, ale strach, ból, miłość. Nie wyobrażam sobie innej rekomendacji niż: warto!

Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu






poniedziałek, 26 sierpnia 2013

"Dobre wychowanie" - Amor Towles

'Życie to brutalna, zapierająca dech w piersiach zabawa – jak skakanie ze spadochronem albo niebezpieczna górska wspinaczka."


"Dobre wychowanie" zaczyna się wstępem, rozgrywającym się 32 lata po wydarzeniach opisanych w książce. Na samym początku poznajemy już Katey i możemy zauważyć, że skrywa jakąś tajemnicę z przeszłości.
To właśnie wprowadzenie sprawia, że czytanie lektury przychodzi z czystą przyjemnością i wielkim zaciekawieniem. Co zdarzyło się 32 lata temu w życiu na pozór normalnej kobiety?

Jest 1937 rok, Sylwester. Dwie przyjaciółki Katey i Eve zamierzają świętować nowy rok w klubie w Greenwich Village. Popijając dżin, zauważają przystojnego, dobrze ubranego mężczyznę, który wchodzi do baru. Zaciekawione postacią, w pewnym momencie nawiązują rozmowę.
Bogaty Tinker Grey okazuje się interesującym człowiekiem i już wkrótce wkracza w życie dziewczyn na długi okres. Trójka przyjaciół świetnie się razem bawi, aż do dnia, w którym dochodzi do niefortunnego, tragicznego wypadku.

"Dobre wychowanie" to książka nietypowa. Jest to powieść w stylu retro, dla fanów "Śniadania u Tiffany'ego" i "Wielkiego Gatsby'ego”, jednak muszę się przyznać, że obu klasyków nie czytałam. Co w takim razie skłoniło mnie do sięgnięcia po tę historię? To „coś". Gdy tylko przeczytałam recenzję na którymś z blogów, wiedziałam, że muszę ją mieć.
Kolejnym bardzo zachęcającym elementem okazał się niezwykły i tajemniczy wstęp, a dalej poszło już jak z płatka.
Z każdą przewracaną stroną czułam większy pociąg do tej powieści. Im dalej brnęłam, tym bardziej mnie oczarowywała.
Posiada w sobie bowiem niezwykłą moc. Fabuła jest pięknie, żywo skonstruowana, przemyślana i ciekawa. Zdarzały się momenty, że czytałam książkę ze szczerym uśmiechem na twarzy. Dialogi bawiły, a także coś przekazywały. Nie były puste i monotonne.
Zaskoczył mnie również obraz XX wieku. Zabawa, szaleństwo, bogactwo coraz mocniej mnie pochłaniały. Byłam tam! Byłam w Nowym Jorku razem z Katey, Eve i Tinkerem.

Często, niemalże zawsze, rozwodzę się nad kreacjami bohaterów. Nad sposobem ich przedstawienia, wyglądem czy psychiką. Tym razem omijam ten zabieg, gdyż uważam, że jest zbędny. Bo jeżeli opiszę Wam trójkę głównych postaci, to nie dam im szansy osobistego zaprezentowania się. Nigdy nie poznacie ich od podszewki. Jedno jednak mogę rzec: pokochałam ich, znienawidziłam, by finalnie znów obdarzyć ich miłością.

Jednak czymś, co ewidentnie wzbudziło mój zachwyt, jest forma przekazu. Styl Amor Towles jest delikatny - mogłabym powiedzieć - jak sieć pająka. Jednocześnie dogłębny, a nawet surowy. Historia wydaje się nieprawdopodobna, będąc także bardzo wiarygodną, a to wszystko dzięki pisarce, która potrafiła bezbłędnie opisać niemal każdą scenę. Uwielbiam takie wyczucie do czytelnika, a niestety nie każdy autor je posiada. Szkoda, bo takie podejście to już połowa sukcesu.

Czy jest coś, co chciałabym jeszcze przekazać? Czym mogłabym zachęcić czytelników do przeczytania? Myślę, że nie. Dlaczego? Wybór tej książki zależy od osoby, jej mentalności, gustu. Moja recenzja nawet w połowie nie wyraża tego, co przeżyłam, żegnając się z bohaterami, z całą ich historią. Ostatnie zdanie powinno jednak wszystko wyjaśnić: dzięki takim książkom wiem, że czytanie ma sens.


Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu


_______________________________
Po mam wrażenie kilku latach wróciła córka marnotrawna. To dlaczego opuściłam bloga na tak długi okres jest zawiłe i szkoda o tym pisać, ale ważne jest to dlaczego wróciłam.Brakowało mi tego.
Jeszcze żyję i nie mam zamiaru tak łatwo odpuścić, więc witajcie z powrotem!

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

"Requiem" - Lauren Oliver


SPOILERY Z POPRZEDNICH CZĘŚCI.
Nie wiem od czego powinnam zacząć. Nie wiem nawet co chcę zawrzeć w tej opinii. Uczucia? Ból? Radość? Na „Requiem” czekałam od października. Naprawdę mocno wyczekiwałam tej książki, a gdy zaczęłam czytać spotkało mnie to..

Lena dalej mieszka w Głuszy, tym razem są z nią nie tylko Odmieńcy, ale także Julian. Dziewczyna po wydarzeniach opisanych na ostatnich kartach „Pandemonium” odsuwa ukochanego nie mogąc zapomnieć o Aleksie. O Aleksie, który jest tak blisko niej. O chłopaku, dzięki któremu poznała miłość. Aleks jednak zmienił się od czasu ich poprzedniego spotkania. Jak zakończyła się ich historia?

Pierwszym co muszę przyznać jest to, że na początku lektury się nudziłam. Irytowało mnie zachowanie bohaterów, ale także brak emocji, których w poprzednich tomach było multum.

Akcja była nijaka; nic ciekawego się nie działo. Nie poddawałam się jednak, przebrnęłam kilkadziesiąt stron i zatonęłam. Czułam się tak jakbym zasnęła na kilka godzin. Fabuła się niesamowicie rozkręciła, a ja zaczęłam dostrzegać uczucia i emocje. Ogarnęła mnie melancholia i smutek, jakby wszystko wróciło na swoje tory. Od tego czasu nie mogłam już książki odłożyć, zostałam wchłonięta do świata stworzonego przez Oliver.

„Doskonałość jest obietnicą, a zarazem potwierdzeniem, że nasza droga jest słuszna.”

Początkowo główna bohaterka denerwowała mnie swoim niezdecydowaniem i wątpliwościami. Była przedstawiona inaczej niż w poprzednich tomach; jakby pisarka nie poświęciła jej uwagi. Po pewnym czasie swoim uporem i determinacją zaczęła przejawiać się w niej dawna Lena. Lena, która musiała patrzeć na chłopaka, którego już dawno uznała za zmarłego. Bardzo przy tym cierpiała i jej ból udzielał się także mnie. Sam Alex stał się oschły i widać było, że zaszły w nim zmiany. Swoim zachowaniem intrygował i sprawiał, że chciałam więcej jego występów. Przeszkodą był jednak Julian. Nieszczególnie zdobył moje serce w drugiej części i tym razem było podobnie. Cień sympatii poczułam do niego pod koniec „Requiem”, kiedy przestał być ciągle tym biednym i poszkodowanym chłopcem, a zrozumiał czym jest Głusza i walka. Przez całą książkę męczyła mnie niewiedza związana z tym trójkątem. Trójkątem bardzo zgrabnym jak na literaturę młodzieżową.

„To właśnie robią ludzie w tym chaotycznym świecie, świecie wolności i wyboru: odchodzą, kiedy chcą. Znikają, wracają, potem znowu znikają. A ty zostajesz z tym sam i musisz się jakoś pozbierać.”

Lauren Oliver przedstawia Nam czytelnikom tak piękną historię, że nie da się o niej zapomnieć. Pióro pisarki niezwykle przemawia do ludzkiego serca. Autorka w ostatniej części przywróciła Hanę i pokazała jak wygląda życie po zabiegu. Dobrze było porównać sobie zachowanie Leny i jej byłej przyjaciółki. Konfrontacja obu dziewczyn była nieprzewidywalna i niemal bolesna, a zakończenie wątku z Haną smutne. Finał powieści pozostawił po sobie niedosyt, ale sprawił również, że nie potrafiłam powstrzymać napływających łez. Ciężko zrozumieć, że TO już koniec.

Myślę, że zawarłam już wszystko co potrafiłam opisać. Wiem jednak także, że by zrozumieć genezę tej trylogii trzeba ją po prostu przeczytać. Żadna recenzja, opinia, ani komentarz nie odda tego co pokazała Lauren Oliver. Dziękuję.

Za książkę serdecznie  dziękuję

sobota, 30 marca 2013

"Kiedyś wszystko sobie opowiemy" - Daniela Krien


"War­to jest kochać za­kaza­ny owoc, dla sa­mego choć pos­ma­ku miłości."


Historia książki Kiedyś wszystko sobie opowiemy rozpoczyna się gorącego lata. Główna bohaterka, szesnastoletnia Maria mieszka u rodziny swojego chłopaka, Johannesa. Prowadzą dosyć spokojne życie w gospodarstwie. Dziewczyna nie jest zbyt pracowita, nie uczęszcza także do szkoły, jednak namiętnie zaczytuje się w powieściach. W pewnym momencie na swojej drodze spotyka czterdziestoletniego mężczyznę z sąsiedztwa. Od tego momentu następuje prawdziwy początek.

Pierwsze wydarzenia to tak naprawdę opis wsi i dotychczasowego życia bohaterki. Czytelnikowi zostaje przybliżony jej związek z Johannesem. Dziewczyna jednak trafia na duża barierę w swoim szczęśliwym życiu. Nie układają jej się relacje z ojcem, a dodatkowo porzuca szkołę. Jednak górą lodową tych zdarzeń zostaje romans z sąsiadem. Cała akcja książki zaczyna opierać się na ich relacji.

Z kart powieści można wyczuć różne emocje: przez zwątpienie, nadzieję aż po miłość. Miłość namiętną, zakazaną, brutalną i piękną. W pewnej chwili wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Uczucia zaczęły na mnie oddziaływać, nie mogłam odłożyć książki, bo chciałam wiedzieć co u Hennera i Marii. Historia ma dla mnie już wymiar prywatny. Dostarcza doznań o jakich ciężko zapomnieć. Bohaterowie choć stworzeni niebywale prosto, sprawiają, że chce się ich poznać bliżej.

Najbardziej tajemniczą postacią jest Henner. Mimo wieku, przystojny mężczyzna posiadający wiele oblicz. Najbardziej widoczną jest namiętność do Marii. Ta z kolei jest nieschematyczną kobiecą postacią. Chociaż bardzo młoda nie jest przykładną uczennicą, nie zależy jej na nauce, zasmakowuje życia. Pokazuje także swoją dojrzałość i nieprzewidywalność. Uczucia odkrywa tylko przed jednym człowiekiem. Johannes za to, obecny chłopak bohaterki, też bardzo młody, mimo miłości do Marii gdzieś po drodze gubi namiętność, a zastępuje ją pasją do fotografowania.

"Kiedyś wszyscy zmartwychwstaniemy, znowu się spotkamy i wszystko sobie opowiemy. Naprawdę wszystko."

Najlepszym tematem do dyskusji może być jednak styl niemieckiej pisarki. Gdy zaczęłam czytać, nie spodziewałam się niczego dobrego przez proste słowa jakimi uraczyła mnie Daniela Krien. Z każdą stroną okazywało się jednak, że prostota jest najsilniejszą stroną tej książki. Autorka przekazała niezbędną treść nienadużywając niepotrzebnych słów. Pisarka użyła narracji pierwszoosobowej, która bardzo dużo przekazuje. Dzięki niej można utożsamić się  z uczuciami głównej postaci. Wszystko czym Maria się kierowała, przestało mnie dziwić. Dopingowałam ją z całego serca.

Na największe uznanie zasługuje jednak wydanie powieści. Do jej przeczytania zachęca wszystko, od okładki, która jest magiczna i oddaje całą treść, a nawet po tytuł; piękny i tajemniczy. Sama książka jest niezbyt wielka, za to posiada duże litery, dzięki którym szybko się ją czyta. Na szczęście naszych oczu nie rażą błędy, bo korekta wydawnicza również sprawiła się znakomicie.

Na mojej drodze stanęła nietypowa lektura, posiadająca zachwycającą okładkę i ciekawy tytuł. Opis wskazywał na całkiem inną opowieść. Dziwną i ekstrawagancką, bo czymże jest dla nas związek czterdziestolatka i szesnastolatki? Zaskoczenie było tym większe, gdy przewracałam kartkę na za kartką. Na szczęście okazało się, że jak coś jest przedstawione przez właściwą osobę, to potrafi wzbudzić wiele pozytywnych emocji. Niemal wszystko w tej książce sprawia, że jest ona skazana na sukces. Sukces inny niż zwykle.

Kiedyś wszystko sobie opowiemy to niebanalna powieść o miłości, jakiej pragnie chyba każdy z nas. Z jednej strony chciałabym tę książkę schować i nikomu nie pokazywać. Jest moja, osobista. Z drugiej zaś wielkim szczęściem byłoby, gdyby inni ludzi poznali tę historię. Ona na to zasługuje.

Recenzja książki: Kiedyś wszystko sobie opowiemy

Recenzja napisana dla portalu:

sobota, 16 marca 2013

STOSIK!

Jakość może nie będzie zbyt dobra, ale mam nowy aparat, na którym kompletnie się nie znam i nie umiałam nic ustawić. Niemniej przedstawiam po roku czasu  pomieszany stosik!

Od góry:

  • Madeleine i czterech jeźdźców apokalipsy - Jarosław Zaniewski - od Wyd. Novae Res - recenzja
  • Geneza - Jessica Khoury - prezent walentynkowy <3 - recenzja
  • Kroniki Ellie - John Marsden - zakup własny - recenzja
  • Wybrani - C.J. Daugherty - od Wyd. Otwarte/Moondrive - recenzja
  • Ciemnorodni - Alison Sinclair - od Wyd. Bellona
  • Zmierzch Orła oraz Cena Purpury - Frank S.Becker - od Wyd. M





  • The Walking Dead Narodziny Gubernatora oraz Droga do Woodbury - R. Kirkman & J. Bonansinga - od Wyd. SQN
  • Zaginiona Dziewczyna - Gillian Flynn - od Wyd. G+J
  • Dobry początek - David Nicholls - od Wyd. Wielka Litera
  • Tak to się kończy - Kathleen MacMahon - prezent na Dzień Kobiet <3
  • Wyznania Katarzyny Medycejskiej - C.W. Gortner - od Szuflady <3





  • Delikatność - Dawid Foenkinos -  z wymiany na LC
  • Krawędzie - Kamil Hazy - od Wyd. Novae Res
  • Krwawa Magia. Powrót do Cerrun - Grzegorz Puda - jak wyżej
  • Kiedy byłeś mój - Rebecca Serle - od Wyd. Literackie
  • Requiem - Lauren Oliver - od Wyd. Otwarte/Moondrive <3
  • Moja cesarzowa - Da Chen - od Wyd. Wielka Litera




Wszystko takie pomieszane, ale i tak cieszy moje oko. Czytaliście coś? Polecacie?

sobota, 9 marca 2013

"Kroniki Ellie" - John Marsden


7 - tomowa seria "Jutro" zdobyła sobie serca czytelników na całym świecie, w tym także i moje. Saga była bowiem pełna akcji, sensacji, z dobrą dawką romansu i humoru, a czytanie jej wywoływało często skrajne emocje.
"Jutro" doczekało się sequela w postaci "Kronik Ellie". Ta druga książka została napisana 4 lata później i chociaż powiązana z pierwszą, ukazuje całkowicie inną historię.

Od zakończenia wojny minęły 4 miesiące. Ellie Linton w tym czasie zaczyna przyzwyczajać się do nowego, spokojnego życia z rodziną. Jej sielankę przerywa strzelanina, do której dochodzi gdy dziewczyna jest z dala od domu. Miejsce ma napad, w którym giną jej rodzice. Tym samym zaczyna się walka o jej własny byt. Na Ellie spoczywa jednak kolejny obowiązek. Chłopiec, którego rodzice dziewczyny adoptowali po wojnie: Gavin. Jak potoczą się dalsze losy bohaterki?

Bardzo mocnym atutem w "Jutrze" była wszechobecna akcja. Tego samego spodziewałam się więc w "Kronikach". Niestety mimo mocnego początku, kolejne sto stron przybliżyło mi tylko nudne życie na farmie i opiekę nad 11-letnim chłopcem.
Spodziewałam się także rozdzierającego serce romansu, który również miał miejsce w poprzedniej serii. Tu zawiodłam się po raz drugi. Opis zapowiadał ciekawe sceny z Lee i Ellie w roli głównej, okazał się jednak dla mnie mylący, co działa na niekorzyść lektury.
Na szczęście powieść Johna Marsdena nie zawiera tylko licznych wad. Wielkim plusem był spór Ellie z prawnikiem, który został rozwiązany po mistrzowsku.
Niestety fabułę w tych dwóch powiązanych ze sobą seriach dzieli ogromna przepaść.

W "Kronikach" spotykamy się z bohaterami poznanymi już wcześniej, ale zawieramy także nowe znajomości.
Największą przemianę możemy dostrzec u Ellie, która to zmieniała się już z każdym tomem "Jutra". Wtedy mimo słabszych dni i tragicznych zdarzeń pozostawała silna i dynamiczna. Tym razem była prawie wypruta z emocji, zniszczona przez życie. Jej poczucie humoru zniknęło zupełnie, a zastąpiła je potrzeba opieki nad Gavinem.
Co do samego zainteresowanego, denerwował on swoim zachowaniem i wiecznym oburzeniem. Zachowywał się jak rozpuszczone dziecko, chociaż momentami miał przebłyski i pomagał dziewczynie opiekować się domem.
Pozostaje jeszcze kwestia Lee, Homera, Kevina i Fi, którzy razem z główną bohaterką przeżyli wojnę.
Kevin nie pojawił się w ogóle, a pozostała trójka występowała tylko epizodycznie. Ich w tej powieści brakowało najbardziej. Siły przyjaźni, która ich łączyła, oraz ostrych kłótni czy zabawnych momentów.

Johna Marsdena bardzo chwaliłam za wyczucie do czytelnika. Pisarz imponował mi swoim stylem, swoimi opowieściami zawierającymi mnóstwo uczuć. Jednak w "Kronikach" przy języku napotkałam opór. Narratorka, którą jest Ellie przechodzi tak wielką zmianę, że jej przygody nie rozśmieszały mnie, a nawet się nimi nie przejmowałam. Brakowało mi tego "wow", czym Marsden często mnie zachwycał.

Dlaczego wymieniłam prawie same błędy, mankamenty? Zawiodłam się. To co przeżyłam w "Jutrze" zostanie ze mną na zawsze, a w "Kronikach" minęło bezpowrotnie.
Nie podoba mi się sposób w jaki autor rozwiązał kilka sytuacji, nie oczekuję również kolejnej części tak jak czekałam na tę.
Książka ta jednak nie jest beznadziejna. Jest na dobrym poziomie czytelniczym, tylko ja spodziewałam się po niej o stokroć więcej.

czwartek, 28 lutego 2013

"Wybrani" - C.J. Daugherty



PREMIERA: 6 MARZEC
Allie to zbuntowana nastolatka. Rodzice nie radzą sobie z jej zachowaniem i po trzecim aresztowaniu wysyłają dziewczynę do szkoły z internatem - Cimmeri. Allie poznaje tam Jo, Sylvaina i Cartera. Jednak im dłużej jest w szkole, tym szybciej traci do wszystkich zaufanie.

Na początku książka nie była zbyt ciekawa. Mimo nowego początku bohaterki za wiele się nie działo. Nawet pobyt dziewczyny w szkole zaczął się naiwnie, bo w ciągu pierwszego tygodnia całowała się już z obcym chłopakiem. Nie czułam przy tym żadnych emocji.
Po czasie przeszkadzała mi także pewna schematyczność.
Spotkałam się bowiem z kolejnym trójkątem miłosnym. Wątek ten jest oklepany i mało interesujący.
Za plus jednak uważam tajemniczość. Im byłam dalej, tym ciekawiej zaczynało się dziać. I chociaż z początku akcja była drętwa i nijaka, to z czasem stała się wciągająca, a uczucie tajemniczości i nierozwiązanych zagadek zostało ze mną do końca.

Jak już wspomniałam miałam nieprzyjemność patrzeć na trójkąt miłosny. W połowie lektury bowiem oddałam już serce jednemu z bohaterów i drugi mi tylko przeszkadzał.
Główną postacią jest Allie, która to przybywając do Cimmeri zdobywa serca dwóch chłopców, przyjaźń dziewczyn, a także zazdrość ze strony innych uczennic.
Było to trochę naciągane. Argumentem jednak pozostaje, że dziewczyna została przyjęta do szkoły w trakcie semestru i tym zdobyła takie zainteresowanie.
Na pierwszy ogień idzie Sylvain, chłopak z francuskim akcentem. Bohater od razu zaczyna podrywać Allie i już po kilku dniach dziewczyna wpada w jego sidła.
Sylvain to typowy męski charakter. Inteligentny, przystojny i posiadający niezwykły urok.. jednak to wszystko już było! Nic nie wyróżniało go z tłumu.
Poznajemy za to jeszcze Cartera, który chociaż dokuczliwy i wredny dla nowo przybyłej, ironicznymi komentarzami i poczuciem humoru pokazał swoją wyższość nad poprzednikiem i sprawił, że całkowicie zdobył moje serce.

22 - letnia autorka od początku prowadzi lekką trzecioosobową narrację, czasami opiewaną w naiwne i sztuczne dialogi, jednak w większości z ciekawym w odbiorze językiem.
Najlepiej pisarce udało się stworzyć relacje pomiędzy Allie i Carterem. To właśnie sceny z nimi dostarczyły mi najwięcej uczuć i emocji.
"Wybrani" to debiutancka powieść C.J. Daugherty, a zarazem pierwsza część dobrze zapowiadającej się serii.
Mam nadzieję, że w kolejnym  tomie odnajdę więcej Cartera i odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.

Pełna intryg, tajemnic, a także szczypty romansu historia to dobra powieść młodzieżowa. Czasami ostrzejsza, momentami delikatna, ale bardzo ciekawa książka, na której korzyść przemawia brak istot paranormalnych. Myślę, że z kolejnymi częściami będzie tylko lepiej, a "Wybranych" serdecznie polecam.


Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu:


sobota, 23 lutego 2013

"Madeleine i czterech jeźdźców apokalipsy" - Jarosław Zaniewski


Mam instynkt do dobrych książek. Niekoniecznie wybitnych, ale do takich, które mi się spodobają. Niestety mamy z moim instynktem odmienne poczucie humoru i czasami chcąc sobie ze mnie zażartować, a może za coś się zemścić (?) podsuwa mi on lektury mniej niż przeciętne. Jak było tym razem?

Główną bohaterkę książki, Madeleine poznajemy gdy ma 7 lat. Dziewczynka przeżywa tragedię, albowiem umiera jej przyjaciel. Po tym wydarzeniu pojawia się przeskok w czasie o 25 lat do przodu i tytułowa bohaterka jest już kobietą. Jako słynny naukowiec otrzymuje zaproszenie do odkrycia tajemniczej Komnaty Wiedzy.

Muszę przyznać, że autor miał bardzo dobry pomysł na książkę. Egipt, Komnata Wiedzy, hieroglify. Tym zachęcona usiadłam do lektury i już po kilkudziesięciu stronach zaczęłam się śmiać.
"Madeleine i czterech jeźdźców apokalipsy" to powieść sensacyjna. Przynajmniej tak wynika z opisu Wydawnictwa. Ja jednak doszłam do wniosku, że jest to komedia. To właśnie tego trzymałam się do końca.
Pozwolę sobie użyć wyrażenia, że fabuła była IDIOTYCZNA. W momentach, w których powinnam się bać czy smucić, popadałam w niepohamowany entuzjazm. Jednak to akcja (jaka akcja??) jest moją ulubioną częścią w tej powieści. Miała ona chyba na celu potęgowanie tajemniczości; szkoda tylko, że leciała na łeb i szyję, tworząc nieogarnięty obraz świata przedstawionego.

Główna bohaterka, Polka o śmiesznym imieniu to wybitna znawczyni pism starożytnych. W wieku 32 lat jest dziewicą, 'najczystszą' kobietą na Ziemi.
Poświadczając o swej czystości zabrania siostrze Adzie (około 29 lat) odbyć stosunek z mężczyzną. Co dziwne, siostra Madeleine przyłapana pół naga w hotelowym łóżku z owym mężczyzną, Azarem, potulnie wraca do swojego pokoju, tylko raz wyraziwszy: "Ależ Madeleine, nie możesz mi tego zabronić."
Oczywiście, nie chciałabym stwierdzić, że jest to głupie, naiwne czy śmieszne. Tak sobie tylko piszę.

Przejdę jednak do rzeczy, która wiele razy zmusiła mnie do wyłączenia myślenia.
Styl autora to katastrofa. Jarosław Zaniewski ma 32 lata i odważył się wydać książkę, która stylistycznie jest na poziomie uczniów w podstawówce. W tekście co rusz pojawiały się błędy gramatyczne, merytoryczne, a nawet leksykalne.
Dialogi dorosłych ludzi, wzbudzają tylko jęk litości, czy wybuch śmiechu. Jednak to ostatnie zdanie: "Ale czy aby na pewno?" utwierdziło mnie w przekonaniu, że ta książka była żartem, na który dałam się nabrać.

Przed "Madeleine" czytałam "Genezę". Przypomnę, że to debiut 22-letniej pisarki Jessici Khoury z Georgii. Dlatego właśnie, autorowi nie pomaga fakt, że jest debiutantem. Uważam nawet, że to najgorszy debiut jaki miałam okazję czytać. Dodatkowo zauważyłam, że autor planuje kontynuacje. Litości!
Bardzo dobry pomysł został zmarnowany. Dlaczego?!
Mogę Wam szczerze odradzić tę lekturę. Nie polecam.



Za książkę dziękuję Wydawnictwu;


niedziela, 17 lutego 2013

"Geneza" - Jessica Khoury


Pia, doskonała, nieśmiertelna dziewczyna mieszkająca w Little Cam z grupą naukowców, dąży do tego by stworzyć takich jak ona - nieśmiertelnych. Przez to musi przechodzić testy Wickhama, które pokazują czy jest gotowa poświęcić się temu przedsięwzięciu. Jej uległość i wiara w osądy naukowców zmniejszają się, gdy do Little Cam przyjeżdża Harriet Fields.

"Geneza" to książka, która pokazuje nieśmiertelność z innej strony. Nie wiąże się ona z wampirami, czy podobnymi magicznymi istotami. Jest dziełem nauki i na niej się opiera. Ten punkt widzenia był dla mnie nowy i sprawił, że lektura stała się oryginalniejsza od powszechnie panującej (właściwie już przemijającej) 'wampirzej' mody.
Na początku czytelnik nie jest wprowadzony do świata nauki, musi wiele się domyślać, jednak z czasem karty się odkrywają. Towarzyszy temu dreszcz zaciekawienia i niepokoju.
Akcja następuje powoli. Jest tonowana, jednak gdy już się kumuluje i wybucha to pozostawia czytającego z domieszką koncentracji i fascynacji. Okazuje się, że lektura nie jest taka miła i grzeczna na jaką wygląda, a przechowuje groźniejszą treść. Mimo to, "Geneza" pokazuje także magiczny świat, który nas oczarowuje.

Każdy powtarza Pii, że jest doskonała, czego dziewczyna ma już dość. Coraz częściej rozmyśla nad swoim istnieniem, swoją egzystencją i nieśmiertelnością. Jako postać, która nigdy nie opuszczała miejsca urodzenia, jest nieświadoma świata i jego piękna. Czasami bywa naiwna, wierząc w jedną prawdę, którą wszyscy jej powtarzają. Jednak wychowana na zasadach określonych przez naukowców, nie może domyślać się co jest dobre, a co złe. Mimo to ma wielkie serce, które okazuje czyniąc dobre rzeczy.
Po przyjeździe Harriet, główna bohaterka nie darzy jej sympatią. W myślach nazywa kobietę Fajtłapą. Jest jednak także nią zaciekawiona, 'kimś z zewnątrz' i próbuje zrozumieć co nowa pani naukowiec ma na myśli opowiadając np. o rzece Missisipi. Stara się dowieść, dlaczego tak wiele rzeczy jest przed nią ukrywane i tym sposobem zbliża się do Harriet Fields.

Jessica Khoury wydając "Genezę", swoją debiutancką powieść miała 22 lata. Nie wiedziałam, więc czego mogę się spodziewać po lekturze.
Pisarka mnie zaskoczyła. Zaskoczyła umiejętnością manipulowania słowem pisanym. Nie starała się zabarwiać, a mimo to stworzyła przepiękny, barwny świat, z którego ciężko się było wydostać. Autorka ma lekkie pióro i umiejętnie to wykorzystuje. Swoją powieść poprowadziła wykorzystując Pię, dzięki czemu czytelnik dowiaduje się wszystkiego razem z postacią. Dzięki temu również główna bohaterka staje nam się bliższa i potrafimy ją zrozumieć.

"Nie ocenia się książki po okładce". Może to i prawda, jednak okładka "Genezy" jest tak piękna, że ciężko przejść obok niej obojętnie. Oprawa graficzna jest wprost idealna do treści.
Bardzo dobrze także spisało się Wydawnictwo dokonując rzetelnej i dobrej korekty.

W ciągu ostatnich kilku dni przeżyłam jedną z najpiękniejszych historii. W moje ręce trafiło dzieło doskonałe. W nowym roku zdążyłam przeczytać same ciekawe pozycje, jednak "Geneza" dostała pierwsze miejsce, bijąc się tylko z serią(!) "Jutro".
Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że książka ma swoje drobne mankamenty, o których ja całkowicie zapomniałam. Wyparłam je z mojego umysłu.
To książka, na którą warto zwrócić uwagę!

sobota, 16 lutego 2013

Zapowiedzi luty/marzec.


PREMIERA: 21.02  
Wojna się skończyła, ale walka trwa nadal.
Liczyliśmy na spokój. Ale kiedy opadł bitewny kurz okazało się, że teraz o wiele trudniej rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Przekonałam się też na własnej skórze, że nasze czyny przynoszą czasem konsekwencje, których nie da się przewidzieć – i którym nie jesteśmy w stanie zapobiec…
Acha. Jest jeszcze Lee. Coś się między nami wydarzyło. Coś, co zmieniło mnie na zawsze…
Książki Johna Marsdena to fenomen. Powieści o grupie nastolatków, którzy walczą z tajemniczym wrogiem atakującym Australię otrzymały kilkadziesiąt nagród w Australii, Stanach Zjednoczonych, Szwecji i Niemczech. W USA znalazły się na liście najlepszych książek dla młodzieży, a w Szwecji na pierwszym miejscu na liście książek polecanych przez nastolatków. W Polsce również stały się bestsellerami.
Jeśli staniesz do walki, możesz wygrać albo przegrać. Jeśli nie będziesz walczyć, przegrasz na pewno.


PREMIERA: 6.03

Gdy wszyscy wokół kłamią, komu zaufasz?
Świat Allie legł w gruzach. Jej ukochany brat zaginął, a ona została aresztowana – kolejny raz. Rodzice podejmują desperacką decyzję o wysłaniu dziewczyny do elitarnej szkoły z internatem. Akademia Cimmeria nie jest jednak zwyczajną szkołą. Panują tu dziwne zasady, a uczniowie to w większości bogate dzieci wpływowych rodziców. Kiedy jedna z uczennic zostaje zamordowana, Allie zaczyna rozumieć, że Akademia Cimmeria skrywa mroczny sekret. Czy w jego odkryciu pomoże dziewczynie przystojny Sylvain? A może outsider Carter?
Jaką tajemnicę kryje historia rodziny dziewczyny? Kim tak naprawdę jest Allie?
Wybrani to pierwsza część bestsellerowej sagi. Książka jest skazana na sukces, przepis na niego doskonale zna brytyjska redaktorka Wybranych, która odkryła również Stephenie Meyer (autorkę kultowego Zmierzchu). Dotychczas prawa do wydania Wybranych zostały sprzedane do 18 krajów.




PREMIERA: 7.03
Każdy z nas zna historię Romea i Julii, kochanków skazanych na potępienie, ale czy ktoś pamięta Rosaline, kuzynkę Julii i pierwszą miłość Romea? To z nią Romeo pragnął spotkać się na przyjęciu u Kapulettich i to właśnie wtedy na scenie pojawiła się Julia. Dla jednych rozpoczął się romans, dla innych – Rosaline – zaczęła się tragedia.

Nieprawda. Julia nie była słodką, niewinną dziewczyną, rozdartą wewnętrznie wyrokiem przeznaczenia. Doskonale wiedziała, co robi. Kłopot w tym, że Szekspir nie miał o tym pojęcia– amerykańska pisarka Rebecca Serle proponuje inną wersję losów kochanków. Jej powieść to trawestacja dramatu Williama Szekspira. Porzucona kobieta przedstawia w niej swoją wersję wydarzeń.

Historia zakochanych zostaje przeniesiona do czasów współczesnych. Rosaline i Rob, bohaterowie powieści Kiedy byłeś mój, to typowi nastolatkowie, którzy uczą się razem w szkole średniej na Zachodnim Wybrzeżu USA. Od zawsze łączy ich przyjaźń, która z czasem przeradza się w znacznie głębsze uczucie. Gdy dochodzi między nimi do pierwszego pocałunku, do miasta wprowadza się Juliet – kuzynka Rosaline, jej dawna przyjaciółka, która teraz staje się jej wrogiem. Robi wszystko, żeby zbliżyć się do Roba. Jest piękna i szalona... Gdy grozi samobójstwem, Rosaline zaczyna się martwić nie tylko o serce Roba, ale też o jego życie.




PREMIERA: 20.03
Ostatni tom bestsellerowej trylogii.



Rewolucja rozlewa się na cały kraj, oddziały rządowe śledzą i brutalnie tępią grupy Odmieńców. Jako członkini ruchu oporu Lena znajduje się w samym centrum konfliktu. Rozdarta między Aleksem i Julianem walczy o swoje życie i prawo do miłości. 

W tym samym czasie Hana prowadzi bezpieczne, pozbawione miłości życie u boku narzeczonego – nowego burmistrza Portland. Wkrótce drogi dziewczyn znów się zejdą, a ich spotkanie doprowadzi do bolesnej konfrontacji. 
Czy można wybaczyć zdradę? Czy mury wreszcie runą?


PREMIERA: 20.03


Przędza ma wszystko, co powinien zawierać bestseller: charyzmatyczną główną bohaterkę i atrakcyjną fabułę, łączy przygodę, romans, tajemnicę, akcję i magię. Emocjonuje i wciąga od pierwszych stron, przenosi w fantastyczny świat Tkaczy – w świat pełen uprzywilejowanych, pięknych dziewcząt, który rządzi się jednak okrutnymi prawami i gdzie łatwo narazić się na niebezpieczeństwo. Książka pełna zwrotów akcji i napięcia, a także opowieść o trudach dojrzewania, bycia outsiderem, sile charakteru i… miłości.
Bohaterka trylogii Przędza – Adelice – posiada niezwykły dar, który pozwala jej kształtować czasoprzestrzeń – potrafi tkać rzeczywistość, co zechcą wykorzystać bezwzględni władcy, dlatego zamiast go eksponować, stara się go ukryć. Podczas gdy szczytem marzeń każdej dziewczyny jest członkostwo w uprzywilejowanej grupie pięknych dziewcząt mających władzę, Adelice robi wszystko, by nie zdać testów kwalifikacyjnych. Nie udaje jej się ukryć swojego daru i trafia do specjalnej akademii. Na początku spotyka się z zazdrością koleżanek, ale znajduje wiernych sojuszników w osobach dwóch bardzo przystojnych strażników, którzy zaczynają walczyć o jej względy.
Wykreowany przez Albin świat fascynuje od samego początku. Umiejętnie podsycane przez autorkę napięcie, sprawia, że groza narasta w czytelniku stopniowo, wraz z odsłanianiem kolejnych tajemnic funkcjonowania tej niesamowitej rzeczywistości. Jest to świat alternatywny do naszego, gdzieś równoległej rzeczywistości, jak można się domyśleć, ale zawierający elementy znane czytelnikowi, łatwe do rozpoznania.
Zdecydowanie wyróżniająca się na tle innych tego samego typu propozycja z gatunku młodzieżowej literatury fantasy. Świetnie napisana, sprawna warsztatowo, wciągająca, nieprzewidywalna historia.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie jest tych zapowiedzi zbyt dużo, ale te książki jak na razie mnie interesują.
"Kroniki Ellie" to moje must have & must read lutego. Czekam na nią z OGROMNĄ niecierpliwością.
"Wybrani" już leżą na półce. Za jakiś czas będę się za tę lekturę brała. Mam nadzieję, że nie będzie schematyczna, bo opis taką zapowiada.
"Kiedy byłeś mój" to historia z wielkim potencjałem i jak mnie zawiedzie to się wkurzę. Spodziewam się jakiejś pięknej opowieści.
"Requiem" to tym razem must x2 marca. Bez tej książki nie będę mogła spokojnie oddychać. Odkąd skończyłam "Pandemonium" to na nią czekam!
"Przędze" miałam okazję czytać. RECENZJA TUTAJ. Teraz czekam na jej książkowe oblicze, bo okładka jest prześliczna!

Wy czekacie na którąś z tych książek? Może macie jakieś inne zapowiedzi, których nie wymieniłam, a które są dla Was ważne?


Zapraszam na stronę mojego bloga na fb: O TUTAJ!


piątek, 15 lutego 2013

Rozwijam się i zakładam stronę

Świętowałam pozbycie się okropnego programu z komputera (żegnaj na zawsze vuze!!) i postanowiłam zaszaleć. Utworzyłam stronę bloga na fb, na którą serdecznie wszystkich zapraszam. Mam nadzieję, że się rozkręci.
Proszę: STRONA NA FB
Niedługo chcę też dodać zapowiedzi(na blogu, nie fb), razem może z jakimiś nowościami książek, które mnie interesują i pewnie interesują wielu z was. To jednak zrobię wtedy, kiedy będę miała więcej siły. Padam!


środa, 13 lutego 2013

"Życie Pi" - Yann Martel


Pierwsza część książki to opis życia Piscine'a Molitora Patela. Jego otoczenia, miłości do zwierząt, rodziny, a także wiary.
Ta faza czasami nudzi, ale momentami też ciekawi. Fragmenty są interesujące, inne zaś nie wnoszą nic istotnego i ciekawego.
W drugiej części jednak możemy niemal zapomnieć o słabym początku, bo historia rozkręca się na dobre.
Zaczyna się walka o przetrwanie, odkrywanie swojego 'ja' i niesamowita podróż przez bezkres oceanu.
W tej części uczucia czytelnika są manipulowane. Wierzyć w tę historię czy nie? Zostaje to jednak przytłumione, bo autor umiejętnie wprowadza nas w trans.
Opowiada coś, co staje się prawdziwe w naszych oczach. Czytelnik daje wiarę całej opowieści. Wierzy w istnienie Richarda Parkera i zaczyna przejmować się losem Piscine'a. W jednym momencie wszystko jest prawdziwe, przez co staje się także tragiczne.

Główny bohater jest jeden. Nie, jest ich przecież dwóch. No tak. Na tapecie mamy Piscine'a zwanego Pi i to on gra pierwsze skrzypce. Jego życie jest nam przybliżone, jego uczucia odkrywane.
Pi to młody hindus, który pokrywa wiarę w trzy religie. Jest inteligentny i pokazuje to nieraz, gdy na jego drodze stają niebezpieczeństwa. W podróży towarzyszy mu tygrys bengalski - Richard Parker. Jest to drugi bohater, który wnosi dużo do lektury. Chociaż nie jest stworzeniem z bajki - nie mówi, nie jest przyjazny to Pi poczuwa więź do zwierzęcia i zawiera z nim przyjaźń.
W "Życiu Pi" Richard pokazany jest jako podpora dla człowieka i mimo, że nie jest niczym niezwykłym, takim się wydaje. Osobiście pokochałam Richarda Parkera.

"Richard Parker, mój towarzysz niedoli, groźny, potężny drapieżnik, który utrzymywał mnie przy życiu. [...]"

Yann Martel prezentuje czytelnikowi swoją rozmowę z Pi (czas teraźniejszy), a potem wraca do historii (czas przeszły), która opowiedziana jest przez głównego bohatera. Narracja pierwszoosobowa pozwala nam się wczuć we wszystkie uczucia postaci, pokazuje jego siłę, ale także słabości. Wewnętrzny monolog wywołał burzę uczuć, która towarzyszyła mi do końca lektury.
Styl pisarza nie jest prosty czy banalny. Jest za to trochę filozoficzny, czasami nużący, ale w większości żywy i interesujący. To właśnie pióra autora nadało tej książce sensu, realności i życia.

"Strach to jedyny prawdziwy wróg życia. Tylko on może je pokonać. Jest sprytnym, zdradzieckim przeciwnikiem. Nie wie, co to przyzwoitość ani szacunek dla prawa i umów, nie zna litości. Uderza w najsłabszy punkt, który znajduje łatwo i nieomylnie. Rodzi się w twoim mózgu, i to zawsze. [...]"

Chociaż jestem zawziętą przeciwniczką okładek filmowych, jeżeli chodzi o "Życie Pi" to pozostaję zachwycona. Okładka jest przepiękna. Kocham widniejącego na niej tygrysa bengalskiego. Dodatkowo ujmuje mnie fakt, że jest ona ze skrzydełkami, dzięki czemu nie niszczy się i wygląda jeszcze lepiej.

"Życie Pi" było moim przedwczesnym prezentem urodzinowym. Mogę się nawet szczycić, że jestem jedną z pierwszych czytelników, która miała tę powieść w ręce.
I muszę przyznać, że historia Piscine'a mnie pochłonęła bez reszty. Jest ona inna niż wszystkie. Posiada niezwykłą magiczność, chociaż zjawiska paranormalne w niej nie występują.
Książka ta, jednak nie spodoba się każdemu. Długie opisy były dla mnie atutem, ale komuś innemu mogą przeszkadzać. Mimo to polecam tę lekturę bardzo mocno.
Tylko hola, hola! Pamiętajcie, Richard Parker jest mój!

"Rozpacz to gęsta lita ciemność, do której nie dochodzi żadne światło, tak jak żadne z niej nie wychodzi. To piekło, którego nie da się opisać."

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Świętując już moje urodziny zabrałam się na "Życie Pi" do kina. Film naprawdę mi się spodobał. Aktor grający Piscine'a był idealny (nie muszę chyba wspominać, że aktor grający Richarda, również był świetny). Oczywiście na końcu się wzruszyłam, jednak nie podobało mi się pominięcie istotnego fragmentu i dodanie nowego. Niestety tak już w ekranizacjach bywa.
PS: Do dzisiaj nie rozumiem po co film był puszczany w 3D..

środa, 6 lutego 2013

"Ladacznica" - Emma Donoghue


PREMIERA: PO 7.02.2013r
Matka wyrzuca Mary Saunders z domu. Tak dziewczyna spotyka Doll - ladacznicę z blizną. Potem nachodzi ją pragnienie ubrań, szat, wstążek i tym sposobem sama trafia do najniższej warstwy społecznej.
Mary zostaje ladacznicą i z dnia na dzień poznaje smaki wolności.

Temat książki, a właściwie tytuł może budzić kontrowersje. Pierwsza myśl jaka przychodzi na widok powieści to seks. "Ladacznica" może być odbierana jako erotyk, dlatego tu na scenę muszę wkroczyć ja i zaapelować; erotykiem ona na pewno nie jest. Chociaż w książce tzw. scen erotycznych nie zabraknie. Gdyby jednak określić o czym opowiada, najprościej byłoby powiedzieć, że o życiu.
Historia Mary jest tragiczna, smutna i melancholijna. Przy czytaniu raczej nie wybuchałam śmiechem, a siedziałam z poważną miną. Niektóre momenty były nawet wstrząsające czy obrzydliwe.
W "Ladacznicy" XIX wiek jest bardzo żywy i wyeksponowany. Można odczuć jego klimat, poznać zwyczaje w nim panujące, a także różne poglądy ludzi.
Opowieść wydaje się być prawdziwa, wywiera skrajne uczucia, a po sobie pozostawia nieodgadnioną pustkę.

"Przywiązywanie się do ludzi nie ma sensu. I tak na końcu zawsze cię zawiodą."

Mary Saunders poznajemy, gdy ma 14 lat. Jest młoda i inteligentna, jednak jakimś sposobem ląduje na ulicy. Od tego momentu główna bohaterka przeżywa wiele emocji, strasznie cierpi, ale również poznaje czym jest życie. W wieku 15 lat jest już bardzo dojrzała, ale pokrywa wiarę we wszystko co mówi jej przyjaciółka, Doll.
W kolejnych etapach życia postać będzie często bazowała na tym co przeżyła na ulicy, a wspomnienia będą z nią do końca.

Pisarka przedstawia czytelnikowi historię niejako opierającą się na faktach. Tworzy niezwykłe dzieło, które chociaż początkowo trudne do przebrnięcia, na koniec wywiera na czytającym ogromny wpływ. Sama gdy skończyłam czytać byłam w szoku i pomyślałam, że ta książka pozostanie ze mną na bardzo długo. Nie chodzi nawet o sam finał, ale o całokształt. Wszystko w tej powieści krzyczało do mnie tym swoim przygnębiającym tonem.
Emma Donoghue nie stworzyła czegoś dla ogółu. Znajdą się pewnie przeciwnicy tej historii, znajdą się osoby, które nie dotrwają do końca, ale również tacy, którzy pomyślą: tego szukałam/em.

"Ladacznica" to trudna książka. Nie każdy się nią zachwyci, ale dla kogoś kto jest fanem XIX wiecznej Anglii, pokazanej z tej 'brudniejszej' strony, powieść będzie prawdziwym rarytasem.


Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu

poniedziałek, 4 lutego 2013

"Przędza" - Gennifer Albin


PREMIERA: POCZĄTEK MARCA 2013r.
1 część serii

Adelice zostaje powołana do służby w Gildii Dwunastu. Ma zostać Kądzielniczką. Rodzice dziewczyny jednak nie chcą oddać jej do służby i starają się ją ukryć, czego bohaterka ponosi później konsekwencje.

Początek "Przędzy" może być różnie odbierany. Czytelnikowi nic nie zostaje wyjaśnione, ale dzięki temu czytanie idzie szybko.
Gennifer Albin stworzyła niekonwencjonalną historię. Pisarka nie 'odgrzała' czyjegoś pomysłu, wplatając coś swojego, tylko wytworzyła świat od podstaw, wymyślając nowe zasady w nim panujące.
Czytający dostaje dawkę akcji, napędzanej różnymi uczuciami. W książce pojawia się także wątek miłosny, w którym na początku można się pogubić, jednak z czasem dostarcza nam więcej emocji.
Powieść jest wciągająca i dzięki świeżości ciekawa. Czytelnik z każdą stroną odkrywa nowe karty, ciągle dowiadując się czegoś nowego, czego efektem jest brak znudzenia.

Bohaterów poznajemy różnych i do każdego możemy poczuć coś innego.
Postacią, która mnie oczarowała jest Jost. Od samego początku spodobała mi się jego siła, a także poczucie humoru. Mimo słabszych momentów, nie dał się zdominować władzy.
Za to kimś do kogo nie zdołałam zapałać sympatią jest Erik. Uważał się za przystojnego gwiazdora, a dla mnie był tylko nudnym nieudacznikiem, który osiąga coś nie dzięki walce, a uległości.
Pozostaje jeszcze główna bohaterka, Adelice Lewys rozdarta między dwóch chłopców. Dziewczyna jest niezwykle charyzmatyczna, mądra, a dodatkowo posiada poczucie humoru często mieszane z sarkastycznymi uwagami. Adelice jest odważna i to ona była motorem napędowym powieści.

"Wokół nas lśni pajęczyna czasu - cały świat zamarł, lecz my nie ustajemy w ruchu, stapiając się w jedność."

Język pisarki jest lekki i barwny, a historia przez nią stworzona niezwykła.
"Przędza" poprowadzona jest narracją pierwszoosobową, więc każde zdarzenie poznajemy z perspektywy głównej bohaterki. Posiada to wiele plusów, albowiem uczucia Adelice są znane czytelnikowi, a to pozwala mu się z nią w pewien sposób utożsamiać.
Książka naprawdę wciąga, dzięki czemu sama przeczytałam ją w dwa dni.
Mam jednak pewne zastrzeżenia do finału. Był nieprzewidywalny to na pewno  ciekawy, ale też dziwny i trochę nudny. Spodziewałam się 'bum' na większą skalę, czegoś, czego będę mogła się uczepić i cały czas o tym myśleć. Jednocześnie w zakończeniu było coś, dzięki czemu wiem, że przeczytam kolejny, drugi tom (jak tylko pojawi się na polskim rynku).
Jestem ciekawa co pisarka jeszcze wymyśli.

"Przędza" to tak naprawdę postapokaliptyczna powieść, okraszona nieziemską fantazją. Książka ta to prawdziwa uczta dla czytelnika. Polecam, jest warta waszej uwagi, bo spójrzmy prawdzie w oczy, kto chce jechać tam gdzie już był, skoro ma przed sobą nowy, nieodkryty ląd?


Za książkę serdecznie dziękuję:

piątek, 1 lutego 2013

"Jeden dzień" - David Nicholls


Em i Dex. Dex i Em. Rok po roku. Jeden dzień.
David Nicholls miał genialny pomysł na fabułę. Przez kilka lat opowiadanie tylko jednego dnia z życia bohaterów. Co jednak z jego realizacją? Pisarz spisał się niesamowicie. Po niemal każdym rozdziale pozostawiał mnie z niedowierzaniem na twarzy, chciałam po prostu więcej.
Autor stworzył niezwykłą historię, opowieść o życiu dwójki ludzi. Kobiety i mężczyzny. Postawił bohaterów przed problemami z jakimi boryka się większość ludzi. Zakreślił prawdziwe życie.
David Nicholls zadaje pytania nie tylko postaciom, ale także czytelnikom. Treść jaką nam przekazuje, daje do myślenia. "Dlaczego coś robimy? Dlaczego coś się dzieje?".
To jedna z niewielu książek, z którymi utożsamiać mogą się nie tylko nastoletnie fanki "Zmierzchu". To powieść o ludziach dla ludzi. W każdym wieku. Nie chodzi jednak o to, że fabuła jest filozoficzna, czy do przesady poważna. Jest wręcz lekka, zrozumiała dla każdego.

Dwójka bohaterów z początku nic dla siebie nieznaczących, po jakimś czasie zawiązuje przyjaźń. Ich perypetie bywają zabawne, ciekawe, ale również smutne czy tragiczne.
My poznajemy dwie różniące się od siebie, skrajne osobowości. Na naszych oczach cierpią i ewoluują. Zżywamy się z nimi i razem z bohaterami przeżywamy wszystkie dobre i złe chwile.
Postacie są nami. Po prostu zwykłymi ludźmi. Mają te same cechy, popełniają podobne błędy, nie są wyidealizowanie (chociaż wygląd Dextera może zaskakiwać).
Dlatego właśnie utożsamienie się , z którymś z nich jest takie proste. Dlatego też, gdy ja skończyłam czytać książkę, musiałam sobie powtarzać, że Dex i Em nie byli prawdziwi.

Pisarz potrafi igrać na uczuciach czytelnika. Przemawia do nas lekko, delikatnie, a nawet obiecująco  Prowadzi narracje w trzeciej - wszechwiedzącej osobie, która ma mówić nam wiele, ale część zatajać.
Myślę, że ta lektura ma być przekazem. Autor w pewnym sensie bawi się psychiką czytającego i jak już wspomniałam, treścią zmusza do myślenia nad życiem, nad tym co nas otacza.

Książka Davida Nichollsa jest niezwykła, to na pewno. Niestety dla mnie była również katorgą  W momencie gdy ją odłożyłam, czułam tylko nienawiść. Ta historia, przemawiająca do ludzkiego serca, wzruszająca i piękna zostawiła na mnie piętno. Autor z takiej delikatnej powieści, stworzył coś brutalnego. Trzeba mu jednak przyznać, że stworzył także prawdziwe ponadczasowe dzieło.
Moje uczucia co do tej lektury są bardzo pogmatwane, więc ocenę mogę zostawić innym.


_______________
Jak zawsze gdy istnieje ekranizacja, muszę ją obejrzeć i tym razem było tak samo. Niestety po półgodzinnym seansie musiałam wyjść, a potem film mi się zacinał, więc jeszcze nie skończyłam. Muszę jednak przyznać, że spodziewałam się czegoś lepszego. Aktor grający Dextera też mi się nie podoba, z resztą filmowa Emma również nie oddaje tego co miała ta książkowa. Pozostaje mi tylko obejrzeć do końca, może potem coś się zmieni.

niedziela, 20 stycznia 2013

"Jutro 7 Po drugiej stronie świtu" - John Marsden



SPOILERY Z POPRZEDNICH CZĘŚCI!
7 CZĘŚĆ SERII
Na początku miałam pisać recenzję każdej części "Jutra", potem chciałam opisać po dwa tomy w jednej opinii, jednak ostatecznie zdecydowałam, ze podzielę się emocjami tylko z ostatniej części, tej która wręcz zmusiła mnie do szybkiego pisania. Ostrzegam, że będzie to raczej spis uczuć niż obiektywny przekaz. To dlatego, że ta saga stała się w moim życiu bardzo ważna i mam do niej pewien delikatny stosunek.

Z ośmiorga została tylko piątka. Pięcioro przyjaciół, starających się przeżyć wojnę. Pięć młodych Bohaterów, pięciu o innym charakterze  Ellie, Lee, Kevin, Fi i Homer dostają nową misję. Pułkownik Finley chce by bohaterowie dokonali jak najwięcej zniszczeń. Daje im również nadzieję na nowe początki, na koniec wojny. Dlatego ryzykując własne życie "pięcioro najlepszych" wpakowuje się w kolejne przygody.

Pisząc o pierwszej części, wspominałam różne akty przemocy. Jednak teraz gdy skończyłam wszystkie siedem tomów, mogę ze szczerością oznajmić, że pomiędzy "Kiedy zaczęła się wojna", a "Po drugiej stronie świtu" dzieli ocean, przepaść. Ta druga nie ma już w sobie tylko brutalności. Jest ona oprawiona w coraz groźniejsze fragmenty. Zniknęła łagodność, teraz liczyło się tylko to, czyja strona zabije więcej ludzi, z czyjej strony poleje się krew. Akcja z każdą stroną nabierała tempa, chłonęłam tekst z niemal przyspieszonym oddechem. Życie postaci było zagrożone, a po przeżyciach z "W pułapce nocy" i "W objęciach chłodu" wiedziałam, że pisarz nie zawaha pozbyć się któregoś bohatera. Dlatego przez całą część chciałam dobrnąć do końca i dowiedzieć się, że wszystko skończyło się w porządku. Bałam się, że po raz kolejny będę płakać nad losem bohaterów. John Marsden z każdym kolejnym tomem coraz bardziej mnie zaskakiwał.
Zdarzenia były nieprzewidywalne i jakby nieplanowane i chociaż cześć "Przyjaciele mroku" straciła trochę na wartości, to kolejne szybko to nadrobiły. Książki te tworzą tak realną historię, że mnie pochłonęły bez reszty.

"Tak naprawdę liczą się tylko te osoby, które są blisko ciebie, które znają cię takim, jakim jesteś, i kochają cię takim, jakim jesteś."

Najbardziej zaskakującą rzeczą pozostają dla mnie bohaterowie, a właściwie to, jak autor ich wykreował.
Byłam pewna, że nie odważy się zabić żadnej z postaci, jednak po drugiej i trzeciej części nie wiedziałam już nic. Prosiłam tylko by dalej nie działo się tak źle.
W ostatnim już tomie dało się zauważyć ogromne zmiany jakie zaszły w przyjaciołach. Stali się oni okrutni, dążący do zniszczeń. W sercu mieli już tak mało miłości, że ciężko było o tym czytać. W ich uczucia wkradła się także bezsilność, niemoc. Czasami chcieli się poddać, przestać walczyć, by nagle otrząsnąć się i pędzić do boju. Odwaga stała się głównym punktem ich cech.

Narracja nie ulega zmianie, dalej prowadzona jest w pierwszej osobie przez Ellie. Jednak zmienił się punkt widzenia narratorki. W tekście nie dało się zauważyć już radości, był wręcz przepełniony nienawiścią i goryczą.
Jeżeli chodzi o styl pisarza, to zdążyłam się z nim oswoić. John Marsden opisuje bardzo realistycznie i to najbardziej wciągnęło mnie w jego powieściach. Czuję do pisarza wielki podziw za stworzenie takiej pięknej, aczkolwiek brutalnej historii. Na pewno o niej nie zapomnę.

Po skończeniu "Jutra 7" miałam wrażenie jakbym czytała "Kosogłosa". Nie chodzi nawet o podobieństwo w fabule, ale o uczucie pustki towarzyszące mi po finale lektury. Od razu, więc przysiadłam do komputera i zamówiłam "Kroniki Ellie. Wojna się skończyła, ale walka nadal trwa". Książka wyjdzie za miesiąc, ale chcę mieć ją jako pierwsza.
Czy polecam sagę "Jutro"? To raczej pytanie retoryczne.

piątek, 11 stycznia 2013

"Ostatnia Spowiedź" - Nina Reichter


Moja przygoda z "Ostatnią spowiedzią" zaczęła się dosyć nietypowo. Mimo, że widziałam kilka recenzji tej książki, nie byłam nią zainteresowana, dopóty, dopóki nie weszłam na blog Klaudii - Libraire. Po przeczytaniu jej opinii przepadłam. Okrążyłam cały internet i było coraz gorzej, aż wreszcie postanowiłam: "muszę ją mieć". Dostałam powieść na święta i..

Ally i Bradin spotykają się całkiem przypadkowo na lotnisku, czekając na samolot. On - gwiazda, dziewiętnastoletni rockman, z ciekawością rozpoczyna rozmowę z nią - zwykłą dziewczyną, uwikłaną w dziwny, toksyczny związek. Okazuje się, że Ally nie jest typową zakochaną fanką i nie rozpoznaje Bradina. Wtedy chłopak wręcza jej swój numer telefonu i od tego zaczyna się cała historia.
Oboje po codziennych smsach, czują, że nie łączy ich tylko sympatia. Jednak ich przyjaźń oparta jest na kłamstwie, bo dziewczyna dalej nie wie kim tak naprawdę jest Bradin.

Opis "Ostatniej spowiedzi", a także schemat "niezwykły on, zwykła ona", zapowiada nudną, przewidywalną historię. Jednak już od początku da się zauważyć, że książka typowa nie jest. Pierwszy rozdział wprowadza magiczną atmosferę i chociaż powieść z pozoru wydaje się być banalna, to tak naprawdę jest niezwykłą historią o pięknej miłości. Przeplatana wzruszającymi cytatami porusza do głębi i zmusza czytelnika do przemyśleń. Oprawiona delikatną nutką tajemnicy i fantazji tworzy wspaniałe dzieło. Fabuła zaplanowana i przemyślana z cudownie rozwiniętym wątkiem miłosnym, pozwala także zagłębić się w świat show - biznesu. Niezwykłość tejże historii wynika jednak z tego, że ma ona "to coś". Coś czego poszukuje niemal każdy książkofil.

"Odkąd go poznała, to on był jej podporą. To on był głosem, który dawał jej siłę, i to on był ramieniem, które wyciągało ją, kiedy myślała, że tonie. Na nim i na jego telefonach zaczynała i kończyła się radość jej dnia. Chyba dopiero teraz tak naprawdę sobie to uświadomiła."

Bohaterowie są wykreowani bardzo realnie. Ally to taka samotna dziewczyna, związana z kimś kogo nawet nie kocha. Matka bohaterki zmusza ją jednak by ta pozostała w związku. Bradin - bożyszcze nastolatek, gwiazdor, który ma drugą twarz. Tą spokojną, opiekuńczą.
Razem udaje im się stworzyć zgrany duet, ale zawsze jest coś co przeszkodzi im w byciu szczęśliwymi.
Problemem numer 1 jest obecny chłopak Ally, Christoph; przesadnie nudny i wręcz odpychający.
Bardzo ważną rolę w powieści odgrywa także brat głównego bohatera, Tom. Chociaż zgrywa aroganckiego kobieciarza, również pokazuje swoją ciepłą naturę.

Narracja została płynnie poprowadzona w trzeciej osobie. Pozwoliła dostrzec nie tylko życie głównych postaci, ale także tych pobocznych. Szczególnie na końcu jeden wizerunek będzie bardzo wyraźnie pokazany.
Dialogi zostały stworzone po mistrzowsku. Wywołują w czytelniku sporo uczuć, tym samym nie będąc napisanymi trudnym językiem. Styl pisarka ma prosty i delikatny. Skacze po uczuciach czytającego, odsłaniając coraz to lepsze fragmenty.

O pisarce niewiele można znaleźć w internecie, jednak doszły mnie słuchy jakoby historia została oparta na biografii jakiegoś zespołu. Czy to prawda nie wiem, a nawet jeśli w ogóle mi to nie przeszkadza. Dalej jestem zachwycona tą powieścią i nie potrafię zapomnieć o jej magiczności, więc z niecierpliwieniem, a wręcz utęsknieniem czekam na drugą część. Jeśli jeszcze nie czytałeś, to właściwie na co czekasz?


_______________________

W końcu dodałam, sama się stresuję tym brakiem postów, chociaż w zeszycie kilka recenzji mam.
Mam jednak także problem z komputerem, zainstalowałam jakiś czas temu okropne vuze i teraz wszystko się sypie. Programu nie da się odinstalować (przynajmniej normalnym sposobem), a mi zacina się cały internet, a posty muszę dodawać wchodząc przez poprzedni, przez opcje edytuj. OKROPNOŚĆ!