poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych Świąt!

Wesołych Świąt Wszystkim!
Merry Christmas Everyone!



Życzę Wszystkim Wydawcom, Blogowiczom i Czytelnikom wesołych, radosnych, rodzinnych Świąt! Pysznego jedzonka, wspaniałych ciekawych prezentów, a także sukcesów w nadchodzącym Nowym 2013 Roku!

Sama przygotowuję się na Wigilijną kolację (barszcz z uszkami!), a po świętach uraczę Was recenzją i paroma przechwałkami co takiego dostałam.




piątek, 21 grudnia 2012

Robię..

'Robię recenzję' "Jutra 2"; "Jutra 3"! Muszę przyznać, że ta seria mną zawładnęła. Mam wypożyczonych 7 części, a obecnie kończe czytać 4. AAAAAAA!!!

niedziela, 16 grudnia 2012

"Jutro" - John Marsden


Ellie z grupką przyjaciół wyrusza na wycieczkę do Piekła. Po kilku dniach młodzież wraca do miasta i zastaje tam zgliszcza domów. Dorosłych nigdzie nie widać, a przyjaciele rozpoczynają prawdziwą walkę. Co będzie jutro? Czy uda im się przetrwać?

Z opisu wywnioskowałam, że "Jutro" będzie podobnej fabuły co "GONE" Michaela Granta. Dorośli nagle znikną, a wszystko zostanie owiane głęboką tajemnicą.
Jednak w powieści Johna Marsdena spotkał mnie element zaskoczenia. Opis z okładki był mylący, a własne porównania do "GONE" nietrafione. Książka jednak zawiera rąbek tajemnicy, który z czasem uchyla się coraz bardziej. Historia opasana jest w akty przemocy i daleko idące opisy walk między różnymi warstwami społecznymi, ale również w spokojne, szczere wywody młodych ludzi. Akcja powieści jest napięta i wciągająca, a fabuła dynamiczna, przemyślana, barwna i ciekawa. Zamysł autora był świetny, a ukazanie pewnych fragmentów bardzo realistyczne.

Kolejnym mocnym atutem "Jutra" byli bohaterowie. Siódemka typowych licealistów  musiała zmagać się z przemocą i wojną. Postacie ewoluowały, przystosowywały do nowego życia. Dało się zauważyć jak każdy z osobna poważnieje i się zmienia.
Narratorka powieści umiejętnie wprowadzała czytelnika w trans. Dlaczego? Dlatego, że pokazywała swoje uczucia, które były różnorodne i adekwatne do danej sytuacji. Kolejno przedstawiała swoich przyjaciół,  z którymi i ona i ja zaczęłyśmy się zżywać.
Moim ulubieńcem został bohater, który w czasie walki odsłonił swoje drugie oblicze, inną twarz. Z żartobliwego żartownisia, stał się prawdziwym strategiem.
Dodatkowo zabieg ten nie przebiegł natychmiastowo, a powoli i spokojnie.
Jednak nie tylko do niego zapałałam sympatią. Inne postaci również wyróżniały się cechami, dzięki którym ich polubiłam. Chociaż z początku grupka młodzieży była trochę naiwna, przynajmniej w moim mniemaniu, to z czasem zaczęli przystosowywać się do nowego obrazu świata i zachowywali się dojrzalej. Nigdy jednak, co jest plusem, nie stracili nadziei, która prowadziła ich do końca.

Język pisarza bardzo mnie zaskoczył. Wręcz ujął. Szczególnie przez swoją prostotę.
Styl autora jest wytonowany i ciekawy, a opisy pełne brutalności, ale i ciepła.
John Marsden zastosował narrację pierwszoosobową ze strony kobiety. Spodziewałam się tu niewypału, lecz pisarz poradził sobie świetnie. Jego lekkość pióra bardzo mi się spodobała i mam nadzieję, że w kolejnych częściach autor również mnie nie zawiedzie.

Po pierwszą część sagi trafiłam przez przypadek, a okazało się, że książka jest moim ratunkiem. Wartka akcja, świetna, wciągająca fabuła i prosty w odbiorze styl pisarza to mocne punkty powieści. Również zakończenie, wbijające w fotel zachęca do sięgnięcia po kolejny tom. Jestem zaskoczona, że "Jutro" tak bardzo do mnie przemówiło, ale także cieszę się z tego powodu. Oto kolejna pozycja warta polecenia!


______________________________________
Jestem zła na siebie! Nie mogę nic obiecywać, bo nie potrafię tej obietnicy dotrzymać. Chciałam pisać na bieżąco, ale moje postanowienia diabli wzięli. Błagam, niech już rozpocznie się przerwa świąteczna!
Och i nawet przegapiłam urodziny bloga - PORAŻKA!

sobota, 1 grudnia 2012

Grudniowe refleksje!

Jako, że jestem leniwa i nie chce mi się przepisać recenzji na monitor posnułam się trochę w świecie refleksji. Tak oto przypomniałam sobie początki mojego bloga. Wiele czasu nie minęło, jednak teraz przy nawale lektur jest mi czasami przykro, że nie mogę rozkoszować się jedną książką przez dany czas bo spieszę do innej. Z drugiej za to strony jeszcze nigdy nie miałam takiej obszernej biblioteki, a to za sprawą bloga. Mimo tych książkowych 'przywilejów" (tzn. współpraca z Wydawnictwami etc.) staram się pisać szczerze i oddawać moje uczucia w recenzjach. Niestety czasami jest mi ciężko. Szczególnie kiedy muszę przebyć przez beznadziejnie nudny przypadek (70 stron w tydzień - jej!). Na szczęście mam odskocznię, którą są moje kochane seriale (zawsze są w stanie pocieszyć, kończąc się na TAKICH momentach..) i inne lektury, dla których porzucam tą ZŁĄ. No i mam bloga, prawda? Właśnie dlatego dodaję dzisiejszą notkę. W dodatku już 1 grudnia! Niedługo będzie czuć magię Świąt.. chcecie może sprawić mi jakiś miły prezent?


sobota, 17 listopada 2012

"Ocalone z Titanica" - Kate Alcott



"To był ostatni zachód słońca na Titanicu."


Tess przypadkowo dostaje się na pokład Titanica, statku niezatapialnego. Ma na nim służyć znanej na całym świecie projektantce mody Lady Lucile Duff – Gordon. Na pokładzie poznaje dwóch mężczyzn: młodego Jima, marynarza ze wsi i eleganckiego Jacka Bremetrona z Chicago. Chodzi z nimi na spacery, przeprowadza rozmowy pełne pasji, jednak 14.04.1912 roku staje się coś, co przerywa sielankę. Statek – potęga dobija do góry lodowej. Od tamtego czasu jej życie diametralnie się zmienia, a przyszłość stoi w cieniu katastrofy. Dodatkowo, Tess nie potrafi zdecydować jak postąpić w sprawie uczuć. Wybrać rozum czy serce?

W 1912 roku miała miejsce katastrofa, którą żył cały świat. Podczas swojego dziewiczego rejsu zatonął Titanic. Sprawa ta była rzeczą, o której każdy wiedział i myślał. Jednak przyczyny zdarzenia zostały owiane tajemnicą. Jak ten wielki i ekskluzywny statek mógł dobić do góry lodowej? Dlaczego szalup było tak mało, że nie zdołano uratować wszystkich? Czy załoga była aż tak niekompetentna? Kate Alcott w „Ocalonych z Titanica” przedstawia jak być może odbywały się przesłuchania ocalałych. Ukazuje ukrywane dotąd tajemnice osób winnych katastrofie. Przedstawia także bogatą parę Duff – Gordonów, zaznaczając przy tym jak wiele można zyskać za pieniądze. Na przykład Lucile i Cosmo, dzięki swemu bogactwu zyskali milczenie marynarzy z szalupy ratunkowej. A co takiego zdarzyło się w „szalupie milionerów”?

Pisarka opisuje prawdę, która powinna zostać ujawniona, skupia się na wielu rozterkach bohaterów, jednak najmniej uwagi poświęca aspektowi samego zatonięcia.  Spodziewałam się historii na skalę filmu „Titanic”. Przebój ten wzrusza i dostarcza wielu emocji oglądającemu. Niestety, w książce wypadek był opisany na 3-4 kartach i w większości przebieg katastrofy Kate Alcott pozostawiła wyobraźni czytelnika.

„Cudowna, ulotna chwila, wybuchy radosnego śmiechu i oklaski przeminęły na zawsze.”

Główna bohaterka, Tess Collins, od początku zdobywa uznanie czytającego. Pokazuje siłę i determinację, walczy, by coś osiągnąć. Jednakże gdy wchodzi na pokład, a także po zatonięciu parowca, wydaje się być całkiem inna. Całe swoje zaufanie powierza Lady Duff – Gordon. Wierzy w jej niewinność i nie słucha faktów, którymi zarzucają ją inni. Bohaterka ma także rozdarte serce. Tęskni za Jackiem Bremetronem, jednocześnie miło spędzając czas przy Jimie. Poznaje również dziennikarkę Pinky Wade, kobietę wolną i zdecydowaną. Jej artykuły ociekają w sarkastyczne, ale szczere uwagi. Postać ta nie daje się przekupić i docieka prawdy. Kolejnymi bohaterami, którzy wystawieni są na tapetę jest małżeństwo Duff – Gordonów. Według Lucile i Cosmo władza leży w pieniądzach i to nimi starają się większości tłumaczyć. Nie udaje im się jednak przekupić wszystkich.



Cała recenzja na:



__________________________________
Myślę, że zostawię już ten szablon. Motyw zimowo - hokejowy jest idealny. Spróbuję jeszcze zmienić coś w bocznych kartach.. jak Wam się podoba?

czwartek, 15 listopada 2012

"Klątwa tygrysa. Wyzwanie" - Colleen Houck

 2 część serii

Kelsey emocjonalnie przeżywa rozstanie z Renem. W międzyczasie aż trzech chłopaków poznanych na uczelni proponuje jej spotkanie. Dziewczyna zgadza się i umawia ze wszystkimi. Jednak z serca nie potrafi wyrzucić miłości do zaczarowanego księcia.


Pierwsza część sagi była dla mnie magiczną odskocznią od życia codziennego. Zaczarowała mnie i wzbudziła wiele pozytywnych uczuć. Czy tym razem było podobnie?
Od pierwszych stron byłam ciekawa jak potoczą się dalsze losy Kelsey. Niestety nie zaskoczyło mnie nic nowego, nic nie wzbudziło mojego zainteresowania. Początek to była katorga. Nagłe randki z trzema chłopakami wywoływały tylko śmiech. Były to przewidujące i nad wyraz banalne sytuacje. Potem zaczęło się coś dziać, zdążyłam nawet przyzwyczaić się do infantylnych tekstów bohaterki oraz czytałam z większym zaciekawieniem. Niestety stan ten nie trwał długo i po 200 stronach zniechęcona odłożyłam powieść na rzecz innych lektur.
Drugie podejście było bardziej udane – do książki wpłynęło trochę akcji i dalsze czytanie nie szło mi aż tak opornie. Dostałam także dużo miłosnych uniesień, niestety nie były one wzruszające, a raczej naiwne.


Colleen Houck popełniła poważny błąd. Z bohatera dynamicznego, postanowiła zrobić kolejną pustą kukiełkę. Mianowicie chodzi mi o Kishana. Jego humor i sarkazm zachowały się, jednak w o wiele mniejszym stopniu.
Kelsey również wydawała mi się inna niż w poprzednim tomie, zaczęła być typową, użalającą się nad sobą nastolatką. Jej teksty tylko mnie irytowały, a tu Colleen dodała do pieca i co się okazuje?
Oczywiście nie mogłoby tego zabraknąć. Główna bohaterka posiada magiczną moc, która wcale jej nie dziwi.
Teraz należy przejść do Dhirena. W poprzedniej części byłam wprost wniebowzięta jego osobą, jednak tym razem myślałam, że zwariuję. Pisarka postanowiła zrobić sobie z czytelnika jaja i polecieć po schematach. Ren na nieszczęście to idealny złoty książę – brawo! (Możesz bić się o miejsce w czołówce z tuzinem Tobie podobnych.)
Tak naprawdę jedyną postacią, która w tej części dała się polubić był słodki Li – jeden z zalotników Kelsey – zabawny, otwarty, zazdrosny i po prostu normalny.


Nie wiem jak mogłam tego wcześniej nie dostrzegać, ale autorka nie tylko napisała historię po przeczytaniu "Zmierzchu", ona ją skopiowała. Jednak jak "Zmierzch" Meyer zawsze będzie dla mnie pozytywny tak "Klątwa Tygrysa" w moim rankingu spadła bardzo nisko.
Narracja pierwszoosobowa doprowadza po prostu do szału. Momentami nie dało się tego czytać. W stylu pisarki brak także tej magiczności, tego czegoś co poprzednio chwyciło mnie za serce. Żeby książkę przetrwać trzeba naprawdę mocno wczuć się w język autorki i przestać zwracać uwagę na miażdżące błędy.


Jestem totalnie zawiedziona. Pierwsza tom wzbudził we mnie naprawdę pozytywne emocje, a przez drugi nie mogłam przebrnąć. Jedynym plusem jest to, że książka wciąga. Tylko dlatego właśnie, że chcę wiedzieć, co będzie dalej zabiorę się za kolejne części.


_________________

Próbuję zmienić wygląd bloga, ale wolę z tym poczekać jakiś czas bo nie jestem pewna co dokładnie wybrać. Jeżeli ktoś z Was zna się na tym i chętnie by mi pomógł  to z proszę o kontakt.

EDIT: Boże jak tu dziwnie. Wam podoba się taki ciemny kolor czy lepiej by było jaśniej? Oczywiście na razie to początki, mam nadzieję jeszcze zrobić parę rzeczy, ale niestety informatyk ze mnie MARNY!

EDIT 2: Przepraszam za Armageddon! Będę nad tym pracowała!

sobota, 10 listopada 2012

Liebster Blog - zabawa blogowiczów


 Zasady zabawy :

,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Jako, że nowa recenzja się dopiero tworzy postanowiłam odpowiedzieć na pytania.

Pytania od Beaty24:

1. Twoje największe marzenie, może być zupełnie nierealne.
Moje największe marzenie? Nie mam pojęcia. Może spotkać wielu książkowych bohaterów? O! Wyjść za mąż za Teddy'iego - hokeistę!

2. Ulubiony zespół/wokalista/wokalistka.
Oczywiście niezaprzeczalnie EMINEM <3

3. Zwykła woda mineralna czy słodkie napoje?
Woda mineralna niegazowana, smakowa.

4. Kino czy telewizja, ew. komputer?
Tv raczej nie oglądam. Do kina uwielbiam chodzić, ale seriale czy filmy najczęściej oglądam na komputerze. 

5. Najgłupsza rzecz, jaką udało ci się w życiu zrobić.
Żyć i być sobą? xd

6. Lubisz oglądać seriale? Jeśli tak, jaki jest Twój ulubiony?
Czy lubię?! To moja kolejna miłość. Niegdyś najlepszym serialem była "Plotkara" ostatnio niestety spadła trochę z toru i dlatego po wczorajszym odcinku mogę napisać, że "El Barco"! Nie mogę się doczekać tłumaczenia kolejnych!!

7. Słońce czy księżyc?
Księżyc

8. Najlepsze miejsce na spędzenie wakacji.
Wśród wspaniałych ludzi.

9. Jaki jest/był Twój ulubiony przedmiot w szkole?
Język angielski

10. Jak powstała nazwa Twojego bloga?
Na to pytanie mogłabym odpowiedzieć 10 miesięcy temu, nie teraz.

11. Twój ulubiony gatunek muzyczny.
BRAK


Pytania od Cherry:

1. Twoja ulubiona książka ? Dlaczego ?
Ciężko taką wybrać. Na dzień dzisiejszy mogę jednak napisać, że seria "Igrzyska śmierci".

2. Jakbyś mógł przenieść się w czasie, gdzie i kiedy byś się przeniósł ?
1912 rok, dziewiczy rejs na Titanicu!!

3. Jakie zwierzę masz/chciałbyś mieć i z jakim imieniem ?
Chciałabym Pieska - Zygzaka.

4. Ulubiony przedmiot w szkole ?
Zdublowane pytanie.

5. Najgłupsza rzecz jaką zrobiłaś w życiu ?
Zdublowane pytanie.

6. Twój ulubiony napój ?
Zdublowane pytanie.

7. Ile książek rocznie czytasz ?
Na to pytanie mogę odpowiedzieć 1.01.2013 roku

8. Co ci przypomina dzieciństwo ?
Zabawa w chowanego.

9. Ulubiony program TV ?
BRAK

10. Do jakiej książki zaglądasz najczęściej ?
Nie zaglądam do jakiejś konkretnej książki. Czasami jak mam ochotę sobie coś przypomnieć, albo przeżyć coś powtórnie to po prostu biorę daną książkę i czytam.

11. Twoje największe marzenie ?
Zdublowane pytanie.

Niestety ja swoich pytań nie wymyślę, bo i nawet nie wiem kogo mogłabym mianować, a kto jeszcze nie odpowiadał. Jednak dziękuję dziewczynom za nominacje!


poniedziałek, 5 listopada 2012

"Kwiaciarka" - Ksawery de Montepin




"Czasem zbrodnią jest właśnie alibi."


Marcela de Legarde zrobi wszystko by skandal sprzed 18 lat nie wyszedł na światło dzienne. Dlatego gdy jej mąż się o nim dowiaduje, Madame zwraca się do Filipa de Kerven o pomoc. Razem popełniają zbrodnię, która uchodzi im na sucho. Nieszczęście jednak spotyka Pawła Gireta i Jana Remego, niewinnie oskarżonych mężczyzn. Zbrodnia niesie za sobą poważne konsekwencje, przez które ucierpi mnóstwo ludzi.


Pierwszym co skłoniło mnie do sięgnięcia po lekturę był rok 1894. Czasy te są wielką inspiracją dla pisarzy, a ja chętnie o nich czytam.

Gdy już zaczęłam pochłaniać, dałam się wciągnąć w niesamowity świat iluzji i kłamstwa.
Cała fabuła opiera się właśnie na kłamstwie, przez które zaczynają dziać się coraz straszniejsze tragedie.
Od pierwszej strony da się wyczuć także niesamowity klimat powieści. Albowiem jest ona skąpana w świetle brutalności i egoizmu. Przytłacza to czytelnika, ale także dzięki temu książkę czyta się w wielkim napięciu.
Akcja czasami wolna, momentami przyśpiesza do maksimum. Wedy czytelnik wstrzymuje powietrze i ze zniecierpliwieniem oczekuje dalszych wydarzeń.
Można się także domyśleć jaki był powód nieszczęść i coraz to nowych kłamstw. Pieniądze, pozycja społeczna, lecz nie tylko. Ważnym aspektem jest tu miłość. To właśnie przez nią zdarzyło się dużo złego. 

Wspominając o bohaterach mogłabym rzec "i tu leży pies pogrzebany".

Autor zapoznaje nas z odmiennymi charakterami, z ludźmi o innym spojrzeniu na życie i z różnymi zasadami.
Patrząc na każdą postać subiektywnie, targa mną mnóstwo emocji. Niekoniecznie są one pozytywne.
Marcela de Legarde to dumna, piękna kobieta. Zawsze chodzi wyprostowana, nie dopuszcza do skandali, jest elokwentna.. idealna. Czyżby? To również kobieta niemająca zahamowań i dopuszczająca się karalnych czynów. Zawsze ma jednak wytłumaczenie na swoje zachowanie, najczęściej jest nim 'dobro' innych ludzi.
Ma ona wspólnika, szanowanego sędziego śledczego Filipa de Kerven. On również na pozór jest prawym i szczerym człowiekiem, ale gdy poznajemy jego działania, wzbudzają one tylko niechęć.
Jest to dwójkach negatywnych bohaterów, jednak w "Kwiaciarce" pojawiają się także osoby wzbudzające sympatię. Np. Jan Remy i Paweł Giret. Tym razem szczerze mogę napisać, że są to ludzi i prawi i uczciwi. Nie wiedzieć jednak czemu los zgotował dla nich okropną przyszłość. 
Jan ma żonę i córkę, Magdalenę i Gabrielę.  Kobietę i dziewczynę spotka ogromna tragedia, z której szybko się nie otrząsną. Całej czwórki było mi szkoda i prawdziwie żal.

Narrator jest jedną z pozytywniejszych rzeczy w lekturze. Pozostaje on w bliskich i sympatycznych stosunkach z czytelnikiem.

Pozytywem jest także styl pisarza. Czasem używa prostych zwrotów. Jednak w większości niesamowicie mnie zaciekawił jego język. Z pewnością to także zasługa dobrego tłumaczenia.

Warto wspomnieć, że Ksawery De Montepin żył i tworzył w latach 1823-1904, a jego książki zostają wydane dopiero teraz. 

Największym plusem wydania jest oczywiście barwna, klimatyczna okładka (zauważyliście za pierwszym razem, że postać na okładce trzyma nóż?)
Cała powieść jednak, utrzymana jest na dobrym poziomie wydawniczym.

Gdy tylko "Kwiaciarkę" dostałam, zaczęłam czytać. Tak zleciały mi dwa krótkie dni. Lektura niesamowicie wciąga, a przewrotna akcja nie daje o sobie zapomnieć. Dawne czasy co prawda nie są wyraziste, ale da się wyczuć ich klimat.

Na mnie czeka już druga część, a tę mogę tylko polecić. Czas przy niej leci w mgnieniu oka.

piątek, 2 listopada 2012

"dziewczyna, która chciała zbyt wiele" - Jennifer Echols


Meg to buntowniczka, niegrzeczna dziewczyna, nieprzestrzegająca prawa. Jej życie zmienia się pewnego dnia, którego przekracza granicę. Wchodzi na most, na którym jeżdżą pociągi. Pod wpływem alkoholu i narkotyków nie myśli i nie zauważa zagrożenia. Gdyby nie tamtejsza policja Meg, Tiffany, Brian i Eryk zginęliby.
Karą za wejście na zabroniony teren, jest dla bohaterki tygodniowe patrolowanie okolicy.. w wozie policyjnym.
Od tego zaczyna się przygoda dziewczyny, albowiem nie przywykła ona do grzecznego zachowania, musi się go jednak nauczyć, przy zawsze poważnym i ostrożnym 19 - letnim Johnie.


Pisałam, że książka "Nie mogę powiedzieć ci prawdy" Lauren Barnholdt to typowa młodzieżówka, trochę banalna jednak dosyć ciekawa. Jakże się pomyliłam! Jeżeli poprzednia powieść była banalna to nie wiem co mogłabym rzec o "dziewczynie, która chciała zbyt wiele".
Fabuła wydaje się tworzona na 'odwal', jest nieprzemyślana i głupia. Niby powinna trafiać do odbiorców 15+, ale dlaczego? Albowiem w co drugim zdaniu, nasza naiwna i jakże skrzywdzona przez los bohaterka, wspomina o seksie.
Między bohaterami tworzy się coś na kształt uczucia, jednak uczucie te jest pominięte właśnie przez seks.
Kolejno, bo to oczywiście musiało się zdarzyć, Meg po dwóch dnia odkrywa jak szaleńczo jest zakochana w Johnie. Litości.
Książkę przetrawiłam w dwa dni, ale to chyba dlatego, że mogłam całkiem wyłączyć myślenie.
Najbardziej jednak z rozumowania wytrąciły mnie zdania typu: "on też czuje do mnie mięte". Zgrozo, takie określenia można spotkać w serialach komediowych, a nie książkach, które podobno miały pouczać.


Główna bohaterka to oczywiście pragnąca niebezpieczeństwa i szalonych przygód dziewczyna. Uprawia ona seks z Erykiem, do którego nic nie czuje, aż tu nagle poznaje Johna i zaczyna się wielka miłość.
Nie obyłoby się bez mrocznej, zaskakującej i tragicznej przeszłości, która zmusiła Meg do bycia 'tą złą'.
John za to, to totalne przeciwieństwo bohaterki. Jest on niezwykle przystojny (a jakże!), poważny i właściwie także skrywa smutną tajemnicę swego życia.
Dwa przeciwieństwa nagle zaczynają się dogadywać i zakochują się w sobie. Chcą, więc uprawiać seks, ale życie jest okrutne i zawsze im coś przeszkodzi. Jednym słowem paranoja.
Bohaterzy są tak naiwni i bezpłciowi, że nawet im w tej wspólnej 'love forever' nie kibicowałam.
Jedyną pozytywną postacią jest Tiffany. Postać ta, zawsze grzeczna i przykładna uczennica, przez przypadek znajduje się na moście razem z Meg, Erykiem i Brianem. Od tamtego czasu musi jeździć przez ferie z karetką pogotowia. Nie ma o niej zbyt wiele, ale tylko do Tiffany nie czuję niechęci.
Wspominałam już o 'czuciu mięty', jednak to tylko namiastka katastrofy językowej pisarki.
Jej styl jest nudny, nie wnoszący nic ciekawego i zwyczajnie zwyczajny.
W książce nic mnie nie zaskoczyło, a narracja pierwszoosobowa skłaniała mnie do rzucenia lekturą o ścianę.


Nie jestem w stanie napisać więcej o "dziewczynie, która chciała zbyt wiele". Muszę jednak przyznać, że oczekiwałam czegoś lepszego. Powieści, która równać się będzie z literaturą młodzieżową tj. książkami, niegdyś ulubionymi przeze mnie.
Niestety zawiodłam się i z pewnością do niej nie wrócę.
PS: Dodatkowo okładka mnie odstrasza.



Za książkę dziękuję Wydawnictwu:


środa, 31 października 2012

"Nie mogę powiedzieć ci prawdy" - Lauren Barnholdt


"Nie ma gorszego zła od pięknych słów, które kłamią."



Książka od początku przypominała mi "Lepiej nie pytaj" Hilary Freeman", młodzieżówkę która, spodobała mi się bo opowiada o ważnym i interesującym, temacie -  kłamstwie. "Nie mogę powiedzieć Ci prawdy" to całkiem inna historia, z rożnymi bohaterami, jednak opiera się ona właśnie na prawdzie i kłamstwie. Są to tematy ważne, potrzebne do wspólnej cywilizacji. Bo gdy chcemy zdobyć czyjeś zaufanie musimy mówić prawdę. Gdy kogoś kochamy twierdząc, że ochronimy go kłamiąc, mylimy się.


Kelsey zostaje wyrzucona z prywatnej szkoły Concordia Prep i trafia do Concordia Public. Tam już pierwszego dnia poznaje Isaaca, syna senatora. Od początku uważa go za "bufona", pewnego siebie i egoistycznego chłopaka. Isaac z kolei nie rozumie dlaczego dziewczyna czytająca romans w gabinecie dyrektora, odpowiada mu z niechęcią. Oboje wyrzuceni ze swoich szkół po jakimś czasie zaczynają się porozumiewać. Tworzą projekt "twarzą w twarz", który ma im zapewnić odpowiedni byt w szkole. Między Kelsey i Isaaciem rodzą się uczucia, których nie potrafią utrzymać na wodzy. Szczęśliwą sielankę przerywa im jednak kłamstwo.

"Przemilczenie prawdy to, to samo co kłamstwo"

Od początku wielką tajemnicą owiane jest wyrzucenie Kelsey ze szkoły. Miałam nadzieję, że gdy dowiem się co się stało zrobię wielkie oczy i zakrzyknę "wow", ale po odkryciu "sekretu wagi państwowej" nie byłam zaskoczona, tylko trochę rozbawiona. Było to nieco żałosne i  mało prawdopodobne. Jednak gdy już "ochłonęłam" ponownie skupiłam się na fabule. "Nie mogę powiedzieć Ci prawdy" to mogłabym rzec typowa młodzieżówka, które ostatnio były na wyginięciu. Treść nie jest zachwycająca, wręcz banalna. Książka nie zaskakuje, prócz dwóch tajemnic (wyrzucenie Kelsey ze szkoły i kłamstwo, które popsuło stosunki między bohaterami), historia idzie jednym torem. Problemy ze szkołą, problemy z rodzicami, problemy z przyjaciółmi itp.
Mimo to lektura wciąga, nie trzeba się  przy niej  skupiać, wystarczy się rozluźnić. Czytanie idzie naprawdę szybko, jednak mam trochę żalu do pisarki.
Chciałabym by podkreśliła najważniejszy punkt; kłamstwo jest złe. Ten watek był trochę pominięty, można by go rozwinąć i uzyskać dobry, mocny efekt.

Kelsey to zwyczajna nastolatka, bez magicznych zdolności i nieziemskich mocy. Jej problemy są takie jak większości z nas. Obecnie skupia się na związku z Isaakiem, projekcie "twarzą w twarz" i ukrywaniu prawdy. Dziewczyna wzbudza moją sympatię, mimo to, że parę razy wybuchła naiwnym płaczem i miała słabsze dni to przez większa cześć historii, jak na bohaterkę powieści młodzieżowej była normalną licealistką bez zbędnego użalania. Jej postać może nie jest barwna i ciekawa, jednak przyjemnie było ją poznać.
Isaac to ten niegrzeczny. Jako syn senatora nie daje przykładu innym. W poprzedniej szkole skupiał się przede wszystkim na zabawie, a dziewczyny były dla niego krótką przygoda. Pomimo tego ma dobre maniery i potrafi dążyć do celu, który sobie wyznacza. Nie wzbudzał we mnie większych emocji, ale zdołałam go polubić, przekonał mnie do siebie swoim urokiem osobistym (jak każda damę). Najbardziej jednak w pamięci zapadła mi Chloe i Marshall. Oboje wiele razy mnie rozbawili, byli prostolinijni i to ich darzę największą sympatią.
Są niestety także postacie, przez które jest mi niesmacznie. Jest to na przykład Rielle, bo choćbym się starała, jej zachowanie mnie odpychało.

"Prawda jest taka, że nie przejąłbym się oszustwem aż tak bardzo, gdybym jej nie kochał. A kiedy się kogoś kocha, wymaga się prawdy. Tak to po prostu działa. Inaczej wszystko się psuje."

Pisarka użyła narracji pierwszoosobowej naprzemiennej. Zrobiła także zabieg 'wcześniej' i 'następstwa' czyli wydarzenia które zdarzyły się przed odkryciem sekretu i po. Zdarzenia przeplatały się i muszę przyznać, że mi się to podobało. Po 'następstwach' miałam ochotę poznać finał powieści.
Znane nam są także uczucia dziewczyny i chłopaka, oboje  opowiadają ze swojej perspektywy.
To moje pierwsze spotkanie z Lauren Barnholdt, więc nie wiedziałam czego spodziewać się po jej stylu. Byk on lekki, przyjemny i nie męczył.

"Wtedy zaczynam rozumieć jaka jest najważniejsza cecha prawdy. Czego by się nie zrobiło, zawsze wychodzi na jaw."

Książka "Nie mogę powiedzieć Ci prawdy" to zwyczajna młodzieżówka i dla kogoś kto szuka niesamowitej lektury o przepięknej miłości, nie będzie odpowiednia. Jednak dla rozluźnienia, spędzenia kilku przyjemnych godzin jest ona w sam raz. Sama nie żałuję poznania Kelsey i Isaaca i możne nie zapamiętam powieści na bardzo długo, na pewno będę pamiętała o... kłamstwie.


Za książkę dziękuję Wydawnictwu:


poniedziałek, 29 października 2012

"Dziewczyna na Times Square" - Paullina Simons



"Alkohol - balsam cywilizacji, smar kultury."



Pamiętam moją przygodę z "Drogą do Raju" Paulliny Simons. Miała ona miejsce w kwietniu 2011 roku. Być może minęło dużo czasu, ja jednak czuję się jakbym tę powieść czytała kilka dni temu. Skończyłam ją około 3 w nocy i nie zapomnę jak się wtedy czułam...
 Tym razem na mojej drodze stanęła "Dziewczyna na Times Square".  Powitałam ją z uśmiechem na ustach i zaprosiłam na dłuższe spotkanie. Niestety wizyta "Dziewczyny.." skończyła się o wiele za szybko. Postaram się przybliżyć Wam, nasze spotkanie.

Przed  oczami zawitała mi Lily Quinn, nowojorska studentka. Dziewczyna ostatnimi czasy przeżywa ciężkie chwile.  Na początku zaskakują ją problemy z rodzicami, mieszkającymi na Hawajach. Chcąc pomóc matce, Lily wyjeżdża na jakiś czas. Jednak po powrocie, czeka ją niemiła niespodzianka. Współlokatorka Lily, Amy zaginęła. Główna bohaterka ma nadzieję, że przyjaciółka niedługo wróci, lecz jej nadzieję rozmywa detektyw O'Malley.  Uparty mężczyzna prowadzi śledztwo bez zmrużenia oka. Niestety w pewnym momencie okazuje się, że Lily nie będzie mogła mu już pomagać.  Dziewczyna ulega chorobie. Spotyka ją jednak "niewielkie" szczęście. Wygrywa 11 milionów dolarów na loterii. Od tego czasu jej życie diametralnie się zmienia. Skumulowane problemy zaburzają jej egzystencję. Jak główna bohaterka poradzi sobie z nową sytuacją?

"Nie planowała tego. Kiedy zakochała się w Nim, nie odebrała tego jako zrządzenia losu. To było coś, co dosłownie zwaliło ją z nóg."

Pierwsze kilkanaście stron książki nie zapowiada niczego niezwykłego, śmiem przyznać, że się nudziłam. Jednak po pewnym czasie zaczęłam czytać z szeroko otwartymi oczyma.
Historia porusza ludzkie problemy, ukazuje cierpienia i problemy życia codziennego, a także 'mówi' że szczęście nie przychodzi za darmo. Ile człowiek musi się nacierpieć by być spełnionym? To główne pytanie powieści.
Paullina Simons nie słodzi, nie boi się pokazać gwałtowności, ludzkich zapędów. Nie stwarza idealnej powieści z przewidywalnym zakończeniem. Wręcz gra na uczuciach czytelnika, bawi się nami jakby chciała powiedzieć "życie nie jest takie piękne, złotko".
Autorka opisuje relacje międzyludzkie, nie wzorując się na schematach; a wszyscy wydają się ludźmi z krwi i kości, są prawdziwi i realistyczni.
Lektura ta ZMUSZA do myślenia, do odczuwania emocji. Wielowątkowa fabuła nie jeden raz wzrusza, jednak nie jest to przygnębiająca książka. Bohaterzy wprowadzają do treści dużo humoru, a ich dialogi opiewające w sarkazm wywołują w czytelniku salwy śmiechu.
Jednak bardzo ważnym aspektem w lekturze jest także choroba alkoholizmu. Temat ten zwraca na siebie uwagę, pokazuje jak wielkim jest problemem i momentami wzburza czytającego.

"Po tym właśnie można poznać alkoholika: po kłamstwie, ile pije; po alibi - to nie jego wina oraz po zaprzeczeniu: nie jest aż tak źle."

Bohaterzy to zbitki ludzkich charakterów.
Lily Quinn to niezwykle silna psychicznie dziewczyna. Spada na nią grad problemów. Dodatkowo spotyka się z niezrozumieniem ze strony rodziny. Momentami  ma ochotę się poddać, bo nie rozumie dlaczego spotkało to właśnie ją. Jednak walczy o zdrowie, spokojne życie i szczęście.
Przez zaginięcie Amy, przypadkowo poznaje Spencera, dużo starszego od niej detektywa. Chociaż z początku ich relacje są czysto służbowe, to ich częstsze spotkania zaczynają przeradzać się w przyjaźń.
O'Malley to mężczyzna owiany mroczną tajemnicą przeszłości. Nigdy nie mówi o sobie, ukrywa wiele rzeczy, ale opiekuje się Lily, dba o nią, nie porzucając jednak śledztwa.
Postacią złożoną, nieprzewidywalną, nieuprzejmą i znielubioną przeze mnie jest mama głównej bohaterki. Przez swoją chorobę, przez alkohol Nie zauważa nikogo oprócz siebie. Jest nieczuła na krzywdy swojej rodziny, bezduszna, egoistyczna.  Jej, tak jak sióstr Lily nie potrafiłam polubić. Są to bohaterzy zbyt sprzeczni z moimi ‘kryteriami’. Przeciwnie za to, zżyłam się z Lily, a Spencer mimo wielu wad pozostał bliski memu sercu.

"Nie zakochujesz się w sercu. Zakochujesz się w twarzy kobiety, w jej ciele, włosach, zapachu. Na to zwracasz uwagę przede wszystkim, cała reszta jest drugorzędna."

Czymże byłaby piękna historia bez swojej stworzycielki? To co mnie zaskakuje w Paullinie Simons to jej niezwykłe wyczucie. Wyczuwa kiedy, co i jak rozwiązać. Jak sprawić by czytelnik przeżywał najróżniejsze, skrajne emocje. Styl, który prezentuje pisarka sam w sobie jest niezwykły. Nie pozwala oderwać się od tekstu, woła czytelnika by dowiedział się co jest dalej. Jest to motyw napędowy, genialny dodatek do opowieści.
Paullina Simons ukazuje nam treść ze strony trzeciej osoby. Opowiada być może obiektywnie, jednak w sercu czytelnika daje się odczuć pewien subiektywizm. Sama nie jestem  w stanie obiektywnie ocenić tego utworu.

"Niebawem wszystko się skończy. To jest właśnie światełko na końcu tunelu. Nie życie, lecz śmierć."

Nie wiem jak mogę się odnieść do  treści bo mam wrażenie, że cokolwiek napiszę, nie uchwycę wszystkich towarzyszących mi emocji.
Wybór czy przeczytać książkę pozostawiam Wam, a ja się od tego umywam. Waszą decyzją będzie czy chcecie przeżyć coś niesamowitego, pięknego, lecz niezbyt szczęśliwego.
Moje spotkanie z "Dziewczyną.." minęło, ale jest to jedno z tych, które zapamiętam do końca życia.

"Wpadamy z krzykiem w życie i nie mamy wyboru, musimy je przeżyć do cholernego końca."

sobota, 27 października 2012

"Śladem zbrodni" - Tess Gerritsen

 "Bywają wielkie zbrodnie na świecie, ale chyba największą jest zabić miłość."



Beryl Tavistock była pewna, że zna prawdę o śmierci swoich rodziców. Pewnego dnia dowiaduje się, iż to ojciec zabił matkę, po czym popełnił samobójstwo. Dziewczyna nie potrafi w to uwierzyć i razem z bratem wybierają się do Paryża, żeby odkryć tajemnicę przeszłości.  Towarzyszy im były agent CIA Richard Woolf.  Na miejscu trójkę bohaterów spotyka wiele niebezpieczeństw, a sprawa sprzed 20 laty odżywa na nowo.

Tess Gerritsen to dla mnie niekwestionowana mistrzyni thrillerów medycznych, o czym wspominam przy każdej nadarzającej się okazji. Jednak już po raz drugi spotkałam się z inną osłoną pisarki. Kolejny raz miałam styczność z  romansem kryminalnym. "Osaczona" tego gatunku nie zachwyciła mnie jak inne książki pisarki.
Autorka podaje czytelnikowi na tacy paletę uczuć i emocji. Tworzy historię pełną akcji i nieoczekiwanych zwrotów pełnych napięcia. Opowieść jest dokładna, przemyślana, zawiera dużo zagadek i tajemnic.
Gerritsen nie po raz pierwszy ukazuje w swojej książce talent pisarki i wykorzystany pomysł na fabułę. Chociaż przez romans, momentami powieść oscyluje w przewidywalną, a nawet nudną, to większa część historii wciąga i ciekawi.

Beryl Tavistock to mogłabym rzec typowa postać stworzona przez pisarkę. Dlaczego?
Tess nie przedstawia nam nudnych, niepewnych siebie dziewczyn. Dostarcza nam dzięki bohaterom wielu niezapomnianych przeżyć, bo główna postać to silna, stanowcza, pewna siebie i urocza kobieta. Dzięki temu czytelnik nie musi męczyć się z narzekaniami bohaterki. Kolejną ważną osobą w książce jest Richard Woolf. Wydawać by się mogło, że będzie on kolejnym idealnym "Edłardem" i czasami takim jest, jednak pisarka ukazuje nam jego wady. Mężczyzna ten ma wiele tajemnic, mimo to wpada w sidła Beryl i między tą dwójką zaczyna rodzić się uczucie.
Romans bohaterów jest wytonowany, o dobrym smaku i budzący wątpliwości czytającego.  Dzięki temu na samą myśl nie robi mi się niesmacznie, a wręcz przeciwnie. Wątek miłości dziewczyny i Richarda posiada wiele plusów.

Język pisarki różni się od tego użytego w thrillerach. Nie jest dojrzały, pojawia się także mniej opisów. Jednak styl jest zdecydowanie lepszy niż w "Osaczonej". Nie tylko styl,  również fabuła, która tym razem jest bardziej zaskakująca.
Narracja za to się nie zmieniła. Została poprowadzona w trzeciej osobie tzw. wszechwiedzącej. Dzięki temu bliższe nam są uczucia bohaterów.
Tess stworzyła także ciekawe, zgrabne dialogi, przez które czytelnik z chęcią śledzi dalsze poczynania postaci.

Okładka według mnie jest po prostu sztuczna. Nie podoba mi się, a jej jedynym plusem jest białe tło. Książka zawiera także literówki, chociaż te nie rzucały się w oczy.

"Śladem zbrodni" to ciekawa, pełna zwrotów akcji i ze smaczkiem romansu książka, jednak nic więcej.
Chociaż uwielbiam Tess, nie  mogę przemóc się do tej odsłony jej powieści. Mimo to, polecam bo "Śladem zbrodni" to dobra lektura, wprost idealna na nadchodzące zimowe wieczory.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu:


_____________________________________

Ostatnio pisałam o moich problemach z blogiem, na szczęście wszystko już w porządku.
Teraz jedynie muszę przyspieszyć z czytaniem i dodawaniem recenzji. Mam dużoo zaległości!

czwartek, 11 października 2012

"Smak hiszpańskich pomarańczy" - Kim Lawrence, Kathryn Ross, Chantelle Snaw

 "Kochać i być kochanym, to czuć słońce z obydwu stron."


"Smak hiszpańskich pomarańczy" to zbiór trzech opowiadań. Trzy romanse, trzy kobiety, trzech mężczyzn.

"Wakacje w Andaluzji"
Lily nie może zapomnieć o zdradach męża i poronieniu. Przyjaciółka proponuje jej weekend w towarzystwie swojego chłopaka. Na miejscu okazuje się, że ukochany Rachel zabrał ze sobą znajomego, Santiaga Morais. Lily rozpoznaje w nim swojego kochanka z pewnej podroży. Oboje ukrywają prawdę, a między nimi panuje napięta atmosfera.

"Wino, słońce, Barcelona"
Carrie leci do Barcelony, miasta, w którym jest jej dom. Ma tam również podpisać kontrakt z wytwórnią win Santos. Dziewczyna pracuje w agencji reklamowej  i jej zadaniem jest jak najlepiej wypromować markę. Ma już własny pomysł, ale podczas podroży zdradza plan siedzącemu obok mężczyźnie. Po pewnym czasie okazuje się, że to słynny Maks Santos. Carrie jest pewna, że z  powodu jej niedyskrecji Maks nie podpisze kontraktu. Jednak on podaje warunki, na których to zrobi. Kobieta wplątuje się w sieć kłamstw. 

"Tylko w Madrycie"
Javier Herrera od zawsze chciał przejąć bank po swoim dziadku, lecz po jego  śmierci na drodze stoi mu.. testament. Dziadek zaznaczył w nim, że następca musi mięć żonę, a by oficjalnie przejąć bank, powinien być z nią rok. Javierowi się to nie podoba, bo zawsze miał dużo kochanek, ale żadnego stałego związku. Gdy przyjeżdża do niego Grace Beresford, dziewczyna, której ojciec dopuścił się oszustwa, mężczyzna wpada na pomysł i wykorzystuje ją do niecnych planów.

 Trzy romanse nie wyróżniają się niczym niezwykłym. Fabuła jest wręcz banalna, ale książkę czyta się szybko. W powieściach nie ma zwrotów akcji, czy fragmentów łapiących za serce, jednak każde z opowiadań wciąga dzięki czemuś innemu. Pierwsza historia jest do bólu przewidywalna, druga wprowadza wątek ciekawszy i bardziej emocjonujący, a trzecia trzyma się już całkiem dobrze.
Spodziewałam się opisów gorących miast Hiszpanii, odwiedzenia przez bohaterów ciekawych miejsc, czy przeżycia niezwykłych przygód nad morzem. Niestety historie postaci są suche, występuje jeden główny punkt, żadnych opisów, prócz wyglądu przystojnych mężczyzn czy atrakcyjnych kobiet. W opowiadaniach znajdą się również fragmenty smutne czy przykre, jednak czytelnik ma tę świadomość, iż wszystko skończy się dobrze.

 Bohaterowie zostali wykreowani jako idealnie piękni. Charakterami się jednak różnią i jak to pierwsze bywało irytujące, to drugie mi się podobało. Powracając do wyglądu, zrozumiałe,  że w romansach jest najczęściej wszystko idealne, ale ileż można? Czy żadna z pisarek nie potrafiła stworzyć wyjątkowej postaci, tylko musiała lecieć po schematach?  Muszę jednak przyznać, że autorki wykazały się pomysłowością opisując psychikę, czy charaktery bohaterów. Szczególnie Chantelle Snaw, tworząc mężczyznę bez uczuć, nieczułego na nic. Zdecydowanie to trzecie opowiadanie było najbardziej dopracowane, a postaci najciekawsze.  Wzruszeń może nie dostarczyło, jednak dało się odczuć rożne emocje.

 Pisarki różnią się od siebie stylem, jednak schemat powieści jest mniej więcej ten sam. Kim Lawrence niczym mnie nie zaskoczyła. Od pierwszych stron wiadome było jak się wszystko potoczy. Język Kathryn Ross trochę mnie zauroczył. Był lekki, owszem, ale także tekst bardziej przemyślany, wciągający. Pomysł był ciekawszy, oryginalniejszy. Kolejne opowiadanie na plus, najlepsze wręcz, napisała Chantelle Snaw. Być może nie zachwyca, ale trzyma się na dobrym poziomie. Trzy historie poprowadzone są narracją trzecioosobową, dzięki czemu poznać możemy wszystkich pobocznych bohaterów, nie tylko główne postaci.

 Okładka mnie raczej nie zachęcała do czytania. Krzykliwe kolory być może pasują do lata, jednak do mnie nie przemawiały. Jeżeli chodzi o wydanie, to w książce zdarzały się literówki, nie nagminnie, ale jednak. Reszta wydania była w porządku,  powieść nie rozpada się w rękach, a czcionka jest na tyle duża, że czytanie idzie szybko.

 Powieść "Smak hiszpańskich pomarańczy" nie ujęła mnie za serce, nie zapadnie w mojej pamięci na długo, momentami mnie nudziła. Spędziłam z nią jednak także kilka niemęczących godzin. Jest to dobra książka na lato, ale polecam także przeczytać na rozluźnienie.










Za książkę dziękuję:

czwartek, 4 października 2012

"Ostatnie Poświęcenie" - Richelle Mead


"Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia."

6 część serii.
Rose siedzi w więzieniu. Została oskarżona o zabójstwo Królowej i czeka ją rozprawa sądowa. Przyjaciele dziewczyny próbują zapobiec procesowi i wymyślają plan ucieczki. Główna bohaterka ucieka z aresztu i wyrusza w podróż z dawną miłością, Dymitrem i alchemiczną Sydney. Chce oczyścić swoje imię z zarzutów i znaleźć.. właśnie kogo?

Poprzednie pięć części były świetne. Dopracowane, trzymające w napięciu i wzruszające. Dynamika, zwroty akcji, nieszczęśliwa miłość, szkoła wampirów, wielkie bitwy to jedne z wielu tematów, które mnie zachwyciły. Zastanawiałam się więc jak będzie teraz? Czym pisarka mnie zaskoczy? Czy utrzyma poziom poprzednich tomów?
Już od pierwszych stron czytelnik otrzymuje pewną dawkę emocji.
Rose jest zamknięta w więzieniu i spotkać się możemy z jej rozmyślaniami i wątpliwościami. Dziewczyna boi się o swoją przyszłość i przyjaciół. Nagle dostaje szansę by wszystko naprawić. Jednak nie jest pewna czy się jej to uda. Mimo to wyrusza w podróż i stara się zrobić wszystko by pomóc Lissie, najlepszej przyjaciółce w kandydowaniu na tron.

Rose czyli jedna z najbardziej dynamicznych postaci, została ulubienicą wielu czytelników. Z części na część jest coraz silniejsza, bardziej doświadczona, pełna odwagi i dobrego humoru.
Mimo wielu kłopotów walczy i się nie poddaje. Chociaż sama jest w tarapatach, martwi się o przyjaciół. Rose to oddana przyjaciółka, godna zaufania i miłości. Ma cięty język i bywa szczera, przez co zdobywa nie tylko powierników, ale wielu wrogów.
Jej związek z Adrianem stanął w miejscu. Dzieli ich duża odległość, a widzą się tylko w snach. Oboje przez to bardzo cierpią, szczególnie chłopak. Dalej jest tym samym zabawnym, ironicznym Adrianem, który zdobywa serca dziewczyn. Chociaż znowu pije z tęsknoty, robi wszystko, by ułatwić zadanie Rose.
Lissa za to, kolejna bohaterka o mocy ducha, jak Adrian, stała się świeższa, wyrafinowana i zdobyła ogromny szacunek publiczności (czyli nas, czytelników).
Dokonała rzeczy, przy których musiała wykazać się siłą i odwagą. Widać, że w tej części - ostatniej już - rozwinęła skrzydła i pokazała na co ją stać.
Kolejną postacią, która osiągnęła apogeum popularności został Dymitr. Mężczyzna co zdobył rzesze fanów, a konkretniej fanek, pozostaje w "Ostatnim Poświeceniu" dalej zimnym, nieczułym wobec głównej bohaterki.
Czy jednak taki jest naprawdę, w głębi duszy?

"Samotność jest czymś strasznym" Nie ma nikogo, komu można się zwierzyć, komu można zaufać, kogo obchodzi to, co się z tobą dzieje."

Richelle Mead to jedna z najpoczytniejszych amerykańskich pisarek. Najbardziej znana z takiej serii jak "Akademia Wampirów" czy cyklu o przygodach Georginy Kincaid. Ta pierwsza jest mi znana, a za powieści o sukkubie na pewno wezmę się w przyszłości.
Autorka tworzy niezwykle barwne dialogi, ociekające sarkazmem i dozą poczucia humoru.
Jej styl jest lekki i przyjemny. Wprowadza czytelnika w świat, z którego nie da się wyrwać. Życie z "Akademii" pochłania nas, przez co musimy w nim trwać do końca.
Narracja jest poprowadzona ze strony Rose. Zabieg ten jest oczywiście najlepszym z możliwych.  Pokazuje mocny charakter bohaterki, jednocześnie informując nas o jej słabościach.
Język jaki wypracowała sobie Richelle jest składnikiem, który emanuje smakiem i zachęca do pochłonięcia każdej jej lektury.

Reasumując, na "Ostatnie Poświęcenie" czekałam naprawdę długo i gdy tylko dorwałam ją w łapki, zaczęłam czytać. Zachwycona poprzednimi tomami, przepadłam również w tym.
Ostatnia część ma swoje zobowiązania. Powinna wyjaśniać i kończyć. Książka Mead wywiązała się z obowiązku. Finał może nie był szokujący, ale bardzo piękny i z żalem serca żegnałam się z "Akademią".
Teraz czas na "Kroniki Krwi"!
Polecać chyba nie muszę. Fani serii i pisarki i tak po nią sięgną, a jest ich multum. Jednak jeśli Ty jeszcze nie zostałeś fanem - dołącz do nas.

niedziela, 30 września 2012

"Pandemonium" - Lauren Oliver

"Każde głębsze uczucie prowadzi do cierpienia. Miłość bez cierpienia nie jest miłością."


2 część trylogii.
Ci co czytali, wiedzą jak skończyło się "Delirium". Ci co czytali moją recenzję poprzedniej części, wiedzą jak bardzo ją przeżyłam. Nagle w moje ręce trafiło "Pandemonium". Miałam tę książkę czytać trochę później, była trzecia z kolei, ale nie wytrzymałam i...

Widok Lenie przesłoniły kłęby dymu i plamy krwi. Wtedy ostatni raz widziała Alexa. Teraz wylądowała po drugiej stronie bariery, w Głuszy. Ledwo przytomna zostaje znaleziona przez czarnowłosą dziewczynę, Raven. Ta razem z przyjaciółmi opiekuje się nią. Gdy Lena zdrowieje, rozpoczyna swoje życie na nowo, z obcymi ludźmi, w innym miejscu. Jednak nigdy nie zapomina chłopaka o miedzianych włosach i płynnobrązowych oczach, Alexa.

Strata. Nienawiść. Cierpienie. Dojrzewanie. Te wszystkie rzeczy opisują "Pandemonium".  Książka opowiada o Lenie, która cierpi po stracie ukochanego. Dojrzewa, bo dużo przeszła. Nienawidzi ludzi, którzy zabili jej miłość i chce zemsty.
W książce jest dynamika i akcja. Są także mocne punkty wzruszenia czy piękne cytaty skłaniające do przemyśleń. Powieść wzbudza skrajne uczucia i emocje. Czytelnik z zaciekawieniem śledzi tekst i chce wiedzieć co będzie dalej. Szczególnie, że lektura podzielona jest na 'teraz' i 'wtedy'. Lena wspomina życie w Głuszy, następnie opowiada swoją historię mieszkając już w Nowym Jorku.  Wydawać by się mogło, że ta część będzie gorsza od "Delirium", jednak utrzymuje poziom. Znowu zostajemy wciągnięci w świat delirii i buntu. Poznajemy nowych bohaterów, utożsamiamy się z nimi i śledzimy z wypiekami na twarzy ich przygody. Mroczne strony rządu zostają odkryte, powstaje ruch oporu, Hieny - Odmieńcy, którym zależy tylko na zdobyczach majątkowych, atakują, a Lena mimo cierpienia poznaje kogoś, tajemniczego chlopaka, o którym nie wie co myśleć.

"Księża i naukowcy mają rację co do jednej rzeczy: w głębi serca, w swojej naturze, nie jesteśmy lepsi od zwierząt."

Przed oczami od początku książki, od pierwszej strony miałam Alexa i nie byłam jedyna. Główna bohaterka mocno przeżywa jego śmierć, codziennie o nim myśli, a robi coś tylko ze względu na pamięć o chłopcu, który skradł jej serce. Mimo to, jest całkiem inna niż przy poprzednim spotkaniu. Stała się pewna siebie, rozważna i o wiele silniejsza. Poznaje Juliana, swojego największego wroga, uczestnika AWD - organizacji, która popiera remedium. Chociaż dziewczyna powinna go nienawidzić, zdarza się coś przez co musi odłożyć swoje uprzedzenia na bok. Julian to niepewny, niemal głupi 18-letni chłopak, przed którego oczami wiele razy stanęła śmierć. Mimo to chce zabiegu, który może go zabić. Chłopak także z czasem zaczyna rozumieć pewne rzeczy, dojrzewa, jednak i tak jest całkiem inny niż reszta bohaterów. Na przykład Raven, która w Głuszy mieszka od zawsze.  Kobieta stara się, by wszystko było dobrze, niestety nie zawsze tak jest i wtedy obwinia siebie. Nie jest do końca pozytywną postacią, ale objawia wiele dobra. Ci, których wymieniłam to nie wszyscy bohaterowie. Często wspominana jest również, znana z poprzedniej części, Hana. Pisałam niegdyś, że bardzo ją polubiłam i teraz mi jej brakowało.

"Smutek to uczucie, jak gdyby sie tonęło, jak gdyby grzebano Cię w ziemi. Zanurzam się w wodzie, która ma płowy kolor rozkopanej gleby. Każdy oddech dusi. Nie ma niczego, czego można by się przytrzymać, niczego, w co można by się wbić pazurami. Nie ma wyjścia, trzeba odpuścić. Odpuścić. Poczuć wokół siebie ciężar, poczuć kurczenie się płuc, powoli narastające ciśnienie. Pozwolić sobie na to, by opaść głębiej. Nie ma nic, tylko dno. Nie ma nic, tylko smak metalu, echo dawnego życia ich dni, które zlewają się w ciemność."

W "Delirium", Lauren Oliver zachwyciła mnie swoim lekkim, pięknym piórem, tworząc historię, która mną wstrząsnęła. Jednak tym razem było jeszcze lepiej. Czytając, czułam się niesamowicie.  Język pisarki ujął mnie po raz kolejny. Jest on wyrobiony, przewleczony przepięknymi cytatami, które chwytają za serce. Na dodatek nowy zamysł autorki, o którym wspominałam, 'wtedy' i 'teraz' dodał tajemniczości książce. Lauren nie zmieniła narracji, teraz również wszystko widzimy ze strony Leny. Nie wyobrażam sobie żeby było inaczej.

"Miłość. Gdy tylko wpuścisz do swojego serca to słowo, gdy tylko pozwolisz mu zapuścić korzenie, rozprzestrzeni się jak grzyb we wszystkich zakamarkach twojej duszy - a wraz z nim pytania, drżące, pączkujące lęki, które sprawią, że nigdy nie zaznasz spokoju."

Nagle te trzysta stron przeleciało mi przed oczami i znalazłam się przy zakończeniu.. a tam! Znowu wielki płacz. Pierwsze co zrobiłam skończywszy lekturę to napisałam znajomemu "Nienawidzę tej książki".  Byłam załamana, ale przecież finał był genialny! "Chcę trzecią część" - mam ochotę wykrzyczeć. "Pandemonium" to świetna kontynuacja wspaniałej powieści. Pełna miłości, nienawiści i wzruszeń.











Za książkę serdecznie dziękuję:


Ps. Książka ma dla mnie wartość sentymentalną. I nie chodzi o treść!

niedziela, 23 września 2012

"Królewska Nierządnica" - Gillian Bagwell

"Król panuje, ale nie rządzi."


Nell Gwynn poznajemy przy wielkim Londyńskim wydarzeniu. W 1660 roku po upadku Cromwella, na tron powraca Karol II. Dziewczyna chociaż zachwycona sytuacją, ma zmartwienia, które psują jej radość. Nie chce wracać do domu, do zwyrodniałej matki, dlatego przymiera z głodu. Chcąc zdobyć pieniądze, ulega trzem młodzieńcom, jednak Ci ją oszukują i nie płacą. Załamana zwraca się do swej siostry Rose, która pracuje jako prostytutka w przybytku Madame Ross. Nell zdobywa zaufanych klientów, zaczyna zarabiać, ma co jeść i gdzie mieszkać, jednak spotyka ją również wiele niebezpieczeństw związanych z jej obecnym zajęciem. Po pewnym czasie razem z siostrą zaczynają pracować w teatrze. Tam główna bohaterka odkrywa w sobie talent, dzięki któremu czeka ją dużo wspaniałych chwil.

Dla fanów Anglii, jej XVII-wieczna odsłona, będzie jednym z aspektów zachęcających do sięgnięcia po lekturę. Powrót Króla, opisanie jego życia i dziwek, a także postać Nell Gwynn są najważniejszymi i najlepiej przedstawionymi punktami. przynajmniej na początku. Cała powieść nie obfituje w akcje, chociaż zdarzają się momenty, w których czytelnik wstrzymuje oddech z napięcia. Jednak "Królewska Nierządnica" to przede wszystkim erotyka. Seks w lekturze został wyrzucony na pierwszy plan i mimo wielu innych fragmentów jest on w książce prawie najważniejszy, ale nie tylko. Równie często wspominana jest władza i polityka, szczególnie w drugiej części książki. W fabule jednak zostało opisanych dużo autentycznych wydarzeń takich jak Wielki Pożar w 1666 roku. Pozwalają one na chwile zapomnieć o tych ostrzejszych fragmentach.

"Gdyby mogła jeszcze ronić łzy, krople z pewnością zamarzłyby jej teraz na policzkach. Bezbrzeżna pustka, jaka wypełniła jej serce po stracie ukochanej osoby, przyniosła ze sobą odrętwienie."

Nell Gwynn, młoda, piękna kobieta o kręconych rudych włosach i orzechowych włosach zdobyła sympatię tłumów angielskich ulic. Nie przez swą urodę, a wspaniały charakter. Odznaczała się ona odwagą, radością życia (mimo wielu problemów) i poczuciem humoru. Jej role w komediach wzbudzały salwy śmiechu. a widownia ją uwielbiała i podziwiała. Dziewczyna wychowana biednie, w przyszłości myślała więcej o dobru innych, niżeli swoim. Pomagała przyjaciołom i potrzebującym, lecz nie dlatego by okryć się sławą, robiła to z dobroci serca. Nic dziwnego, że "zwykła dziwka" jak ją nazywali przeciwnicy, zdobyła serce Króla. Mimo, iż ten posiadał żonę-Katarzynę Bragançą i wieloletnią, zmysłową kochankę Barbarę Palmer, to "mała, słodka Nelly" jak do niej mówił,  została w jego sercu do końca życia. Karol - przystojny, młody, inteligentny Król chciał być sprawiedliwy i zaradny dla swego narodu. Gdy na jego drodze pojawiały się osoby chcące rządzić "po swojemu" potrafili pokazać kto pełni największą władzę. W życiu prywatnym jednak popełnił błędy, które zraniły główną postać. Mimo to i tak nigdy nie stracił miłości. Chociaż Karola pokochałam to najważniejszym mężczyzną w książce pozostał dla mnie Charles Hart. Stanowił on opokę dla bohaterki, był także jej wielką miłością. Jednak to nie wszystkie postaci ważne, chwytające za serce. Było ich wielu np. Tom Killigrew, Buckingham, Rochester czy wspierająca Rose. Bohaterowie posiadali cechy, które wyróżniały ich z tłumu, każdy z nich zasługuje na poznanie.

Okładka zwróciła mą uwagę odkąd ją tylko zobaczyłam. Oddaje klimat epoki, a także pięknie się prezentuje. Inną opinię mam za to o oprawie ze strony technicznej. Na książce powstało wiele zagięć, w bardzo szybkim czasie. Czcionka jest dosyć duża, ale! Na dwóch-trzech stronach tekst był niemal zamazany. Przynajmniej tak wyglądał jak się na niego spoglądało. Literki nagle były podwójne. Mimo, iż takie rażące błędy dla oczu nie powinny mieć miejsca to na szczęście nie było ich wiele.

" - Po pierwsze, zrobi to, co będzie dobre dla kompanii - odparł Lacy. - A to znaczy, że zagra z tobą w parze. Po drugie, on dalej cię kocha. W końcu się z tym pogodzi."

Gillian Bagwell powieścią "Królewska Nierządnica" debiutowała wśród pisarzy. Jej styl może i nie zachwyca, jednak pisze lekko, przystępnie, a nawet barwnie. Niektóre opisy wyszły jej lepiej, inne były trochę mniej dopracowane. Nie bała się wprowadzić fragmentów związanych z erotyką, przez co jej język był czasami kontrowersyjny, co może zostać różnie odebrane. Gillian popełniła niestety jeden duży błąd. Pierwsza część książki płynie wolno i opisana jest szczegółowo, natomiast druga to nagłe przyśpieszenie i np. zapisanie całego roku z życia bohaterki na dwóch kartkach. Był to duży błąd, ponieważ,  to właśnie druga cześć lektury była ciekawsza i czytelnicy z chęcią przeczytaliby więcej na temat lat tam spisanych. Mimo to chętnie sięgnęłabym po kolejną powieść autorki. Być może zostałabym zaskoczona.

Podsumowując, muszę wspomnieć o finale, który wywołał we mnie dużo łez. Był naprawdę genialny i pięknie opisany. Na dodatek zakończył historię, nie zostawiając nierozwiązanych spraw, co oznacza że to powieść w jednym tomie. Całość jednak mnie nie zachwyciła i chociaż lektura wciąga, widać także jej mankamenty. Jest to piękny romans historyczny, lecz posiadający wady. Jedną z nich jest trochę nierozwinięty język pisarki. Można jej to wybaczyć, zważając na to, że to dopiero początku kariery Gillian. Powieść będzie dobra dla tych czytelników, którzy lubią ten gatunek, dla fanów dawnej Anglii, a także tych, którzy chcieliby spędzić kilka wieczorów przy miłej atmosferze powiewających sukien.




Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu


piątek, 21 września 2012

"Życie Na Lodzie" - Mariusz Czerkawski, Wojciech Zawioła

  "If you can't run with big dogs, stay home"

Jestem wielką fanką hokeja na lodzie i drużyny z mojego miasta tj. GKS Tychy. Dlatego gdy tylko zobaczyłam książkę byłego zawodnika tej dyscypliny i drużyny, moje oczy zaświeciły, a serce zaczęło bić szybciej. Czasami czytelnik jak tylko spojrzy na książkę, już wie, że mu się spodoba.  Po prostu ma takie przeczucie.

To nie do końca biografia. Chociaż i owszem. Mariusz Czerkawski opowiada o swoich pierwszych latach, o Tyskim hokeju, o ciężkim początku, naborze do Szwedzkiej drużyny, a także czasie spędzonym w NHL. Poznajemy jego życie od małego chłopca, do dorosłego mężczyzny z rodziną i nowymi ambicjami. Mariusz w świecie hokeja uważany jest za legendę, a na Tyskim lodowisku koszulka z jego nazwiskiem, wisi w galerii sław.
Dla każdego fana tego sportu, czy postaci Czerkawskiego, ta biografia i opis hokejowych przeżyć jest nie lada gratką.

"Powiedziałem prezesowi GKS-u Tychy, że chciałbym zagrać jeszcze jeden mecz. [...] Dopiero w styczniu pojechałem na trzy treningi z moją ukochaną drużyną. Zagrałem w zwycięskim meczu ze Stoczniowcem Gdańsk. Kibice dopisali, oprawa była świetna."

Mariusz Czerkawski wspomina o wspaniałych osobach, które poznał w Polskiej Lidze, czy NHL. Przedstawia nam sławnego Henryka Gruth, Krzyśka Oliwę, czy Gretzky. Przeżywamy z nimi prawdziwą przygodę. Jak to jest być w najlepszej lidze Świata, co dzieje się w szatni i jak trzeba walczyć by nie spaść do AHL?

"Wzięli mnie do szatni, położyli na ławce do masażu i zaczęli zszywać. Myślałem, że mam po meczu, jakiś szpital czy coś. A tu nic, zszyli mnie i powiedzieli, że mogę wracać na lód. Dograłem mecz do końca."

Biografia hokeisty to tak naprawdę wywiad. Prowadzi go Wojciech Zawioła, dobry kolega  Mariusza. Wojtek zadaje mu pytania, ciekawe, kontrowersyjne i takie, które z pewnością pojawiały się sie w głowach fanów Czerkawskiego. Ten odpowiada szczerze i pozwala czytelnikowi wejść w  swoje życie. Nie jest "chwalipiętą", jednak zna swoją wartość i wie co w życiu osiągnął. Dzięki temu jego postać postrzegam jeszcze milej. Mariusz nie udaje fałszywej skromności i wzbudza tym zaufanie i sympatię. Po jego wypowiedziach widać również że był oddany hokejowi i kibicom.

"Bardzo mi zależało, by ten ostatni mecz rozegrać właśnie w Tychach, przy wspaniałych kibicach, którzy zawsze mnie dopingowali. Ta książka to dobre miejsce na podziękowanie dla nich za to wsparcie."

Wydanie książki jest genialne. Okładka z ciekawym zdjęciem zaciekawiła mnie już na stronie internetowej, jednak gdy miałam lekturę w ręce, spojrzałam do środka i ujrzałam wiele fotografii rodzinnych czy ze środowiska hokejowego, byłam zachwycona. Wydawnictwo naprawdę spisało się świetnie. Znalazłam niestety również kilka błędów tzw. literówki.  Brak jakiejś literki, czy brak kropki i przecinka może nie rzucają się w oczy, lecz trzeba o tym wspomnieć.

W trakcie czytania wywiadu-rzeki, towarzyszyły mi naprawdę różne emocje.  Gdy Mariusz wspominał o kibicach GKS-u Tychy, dostałam rumieńców ze szczęścia, gdy opowiadał jak leżał nieprzytomny na lodzie, a trenerzy kazali mu dalej grać, z moich ust wyrwało się: "O Boże!". Dla mnie książka była prawdziwym rarytasem i spędziłam przy niej interesujące kilka godzin. Polecam wszystkim sympatykom hokeja, osobom, które interesują się Mariuszem Czerkawskim, a także tym, którzy z ciekawością czytają przyjemnie biografie. Warto!

Za przeżycie hokejowych emocji dziękuję Wydawnictwu
_________________________________________________

NIE MAM INTERNETU! Dlatego jest problem z dodawaniem recenzji, jednak postaram się szybko to naprawić!

środa, 5 września 2012

"Tylko Ciebie chcę" - Federico Moccia


Miłość rodzi się sama z siebie.



SPOILERY z poprzedniej części
Step po dwóch latach spędzonych w Nowym Jorku, wraca do Rzymu. Już w samolocie wspomina poprzednie lata. Opowiada swoją historię starszej kobiecie. Budzą się w nim wspomnienia, które przypominają mu ból jaki czuł kiedyś. Podczas podróży poznaje również piękną stewardessę, z którą wdaje się w romans. Jest on jednak krótkotrwały i nic dla chłopaka nie znaczący. Po pewnym czasie tankując w motorze, Step, spotyka Gin, energiczną, szaloną dziewczynę. Zaczyna częściej się z nią spotykać i między obojgiem rodzi się uczucie. Mimo to chłopak nie potrafi zapomnieć o przeszłości, która w pewnym momencie daje mu o sobie znać.

"Nigdy nie wiadomo z jakiej racji przypomina nam się akurat to, a nie coś innego. Pojawia się nagle, ot tak, nie pytając o pozwolenie. I nigdy nie wiesz, kiedy da ci spokój. Jedyne czego możesz być pewnym, to że, niestety, nawiedzi cię ponownie. Ale zazwyczaj to kwestia kilku sekund."

"Trzy metry nad Niebiem" zachwyciły mnie, łącząc w sobie prostote i magię. Z niecierpliwością zabrałam się za "Tylko Ciebie chcę".Od pierwszej strony zostałam wciągnięta w historię, którą kiedyś pokochałam. Tym razem, rzecz dzieje się dwa lata później, przez co ludzie, charaktery i miejsca ewoluowały.
Fabuła po raz kolejny ma w sobie magię. Niezwykły Rzym, barwne postacie i wzruszające fragmenty tworzą kolejny raz powieść, która pozostaje w sercu czytelnika.


"Pocałunek to wszystko. Pocałunek to prawda. Bez nadmiernych wprawek stylistycznych, bez przesadnie zawiłych wygibasów i karkołomnych ewolucji. Naturalny i przez to najpiękniejszy."

Stepa pokochałam już w "TMNN". Nie wiedziałam jednak czy mój stosunek do niego się nie zmieni. Stało się wręcz przeciwnie. Jego cierpienie po śmierci przyjaciela i odrzuceniu przez Babi, udzieliło się również mi. Chciałam by odzyskał swój dawny humor, by znów był starym szczęśliwym Stepem. To się wydarzyło, przynajmniej częściowo, kiedy poznał Gin. Dziewczyna ładna i zgrabna ujęła go jednak swoim charakterem. Poznali się w dość zabawnych okolicznościach. Gin chciała ukraść mu paliwo, przez co zostali umówieni. Step po tym mówił o niej, że jest szalona i niepowtarzalna. Chłopak mimo, iż poznał niezwykłą Ginevre, często rozmyślał o Babi. Ta, choć w powieści nie występowała często, była całkiem inna niż w poprzedniej części. Jak kiedyś wzbudzała sympatię, teraz odrzucała swoim zachowaniem. Została wyuzdana i nieszczera.
W "Tylko Ciebie chcę" powraca także Pallina. Kolejna osoba, która przeżyła tragedię. Jej chłopak zginął, a przyjaciółka opuściła. Dziewczyna mimo cierpienia, często pokazywała dawną, szaloną twarz. Bywały jednak również momenty, które ją załamywały.

"Kiedy kończy się miłość, można spodziewać się wszystkiego poza odpowiedzią na pytanie 'dlaczego?'"

Narracja jest pierwszoosobowa ze strony Stepa i momentami Gin. Trzecioosobowa za to ze strony Babi, Gabrieli i ojca dziewczyn. Język pisarza nie uległ zmianie. Dalej zachwyca, wzrusza i wywołuje w czytelniku różne emocje.

"Kiedy sobie ciebie przypomnę, wystarczy pomyśleć, że cię nie ma, że cierpię nadaremnie, bo wiem, ja to wiem, że już nie wrócisz."

Po przeczytaniu "Tylko Ciebie chcę", przez parę dni nie potrafiłam skupić się na innej lekturze. Zachwycił mnie wspomniany już język pisarza, przedstawienie świata i bohaterów, a także historia. Polecam tę książkę każdemu. Jest to naprawdę idealna lektura.

EKRANIZACJA:

Za mną również ekranizacje obu części w hiszpańskiej wersji. Oglądałam je po przeczytaniu "Tylko Ciebie chcę" przez co wspomnienia były świeże i filmy wzbudziły we mnie więcej emocji. W oko wpadli mi świetni aktorzy odgrywający główne role. Podobała mi się także ich gra. W pamięci zostały mi jeszcze obrazy, które były ukazane w filmach. Muszę też przyznać, że obie części po prostu 'przeryczałam'. Ekranizacje zawładnęły moim sercem. I dla fanów historii - polecam gorąco!

niedziela, 26 sierpnia 2012

"Józefina" - Sandra Gulland


"Historia to uzgodniony zestaw kłamstw."

1 część trylogii.
Historia w szkole nigdy nie była moim ulubionym przedmiotem, tak samo jak nie interesowała mnie postać Napoleona Bonaparte. Jednak uwielbiam powieści historyczne, w których znajduje się ziarno prawdy i być może to skłoniło mnie do sięgnięcia po  "Józefinę".

Opowieść zaczyna sie w 1777 roku, w dniu czternastych urodzin Róży. Dziewczyna martwi się brakiem meża i boi, że będzie już za stara by go znaleźć. Daje namówić się służącej Mimi do pójścia do wróżbitki, otoczonej złą sławą kobiety. U niej dowaiduje się, iż jej życie może diametralnie się zmienić. Zamyślona wraca do domu, w którym zostaje ukarana za zbliżanie się do złej kobiety.

Dawny Paryż, życie szlachciców, wielkie wojny to rzeczy, które pisarka przedstawiła  barwnie i zaskakująco. Poznajemy historię Róży-Jozefiny od czternastego roku życia. Jako, że fabuła oparta jest na faktach wszystkie zdarzenia śledzi się z wypiekami na twarzy. Opisanie życia dziewczyny musiało być czasochłonnym zajęciem, bo w książce nie brakuje  szczegółów.  Nie mogę potwierdzić czy tak było w rzeczywistości,  jednak sama jestem w stanie uwierzyć w opowieść Sandry Gulland. Kolejna rzecz to przedstawienie Paryża. Ukazany nam jest  jako miasto pełne przepychu, w którym liczą się tylko pieniądze i pozycja społeczna. W mieście wybuchają bunty, ludzie zaczynają być więzieni i zaczyna się prawdziwa walka z prawem. Paryż z  roku na rok się jednak zmienia. Poprzez różne wydarzenia, poznajemy mężczyzn, obecnych w życiu Jóżefiny. Z jednymi łączyło ją więcej, z innymi mniej. Piękna milość jaką autorka opisała pozostaje w pamięci czytelnika na długo.

"Drogi Dzienniczku. Rozważam swoje grzechy z sercem przepełnionym skruchą. Zgrzeszyłam myślą, snuciem płochych marzeń, wyobrażaniem sobie różnych wspaniałości. Zgrzeszyłam próżnością, bo przeglądałam się w stawie. Zgrzeszyłam spaniem z rękami pod kołdrą. Zapisałam. Atrament wysechł. Teraz muszę szybko zamknąć dziennik. Nie potrafię nawet znieść widoku tych słów."

Kim byla Józefina? Historyczną postacią, żoną Napoleona Bonaparte. Była jednak również kimś więcej. Tytułowa kobieta wiele w życiu przeszła. Z rodzinnej miejscowości została wysłana do Paryża, by poślubić mężczyznę, którego nie znala. W dodatku ów mężczyzna sprawił jej wiele cierpienia. Z początku jedyną  jej radością była dwójka dzieci  Eugeniusz i Hostensja. Potem jednak zaczęła uczestniczyć w wystawnych przyjęciach i poznawać nowych ludzi. Niestety nadeszła wojna, która przyniosła Róży jeszcze więcej zmartwień. Bohaterka należy do tych, które szybko zdobywają sympatie, a każda jej tragedia porusza czytelnika.
Sandra Gulland przedstawia nam również wielu mężczyzn. Z kilkoma bardzo się zżyłam i uważnie śledziłam ich losy. Bywali jednak tacy, którzy swoim postępowaniem budzili we mnie odrazę. Takim bohaterem był na przykład pierwszy maż Józefiny - Aleksander. Postrzegałam go jako człowieka, dla którego ważne są tylko pieniądze i seks. Na szczęście  kobieta nie była od niego zależna i w niesprzyjających okolicznościach, gdy mąż nie był dla niej oparciem, znalazła kogoś kogo szczerze pokochała nie tylko ona, ale również ja.
Nie są to jednak jedyne postaci w powieści. Poznać można także zabawną Teresę, czy Eugeniusza i Hortensję. Jednak żeby to zrobić trzeba zagłębić się  w lekturę.

Autorka opisuje wszystkie wydarzenia ze strony głównej bohaterki. Czaruje czytelnika swoim pięknym stylem i niezwykłą wiedzą o XVIII wieku. Sandra Gulland wykonała świetną robotę pisząc "Józefinę".

Okładka jest niesamowicie piękna, a dzięki formie pamiętnikowej i dogodnej czcionce, powieść czyta się naprawdę szybko.

"Józefina" to powieść o kobiecie, która musiała radzić sobie w kryzysowych sytuacjach. Róża jest idealnym przykładem dla każdej z nas.
Książka jest dla tych, którzy poszukują wiary we własne możliwości, dla lubiących powieści historyczne, ale również dla tych, co chcieliby przeczytać zabawną, piękną lekturę o życiu niesamowitej kobiety.

czwartek, 9 sierpnia 2012

"Zakochana w mroku" - Franny Billingsley


"Czymże jest miłość bez cierpienia, Briony bez bagien, a ja bez "Zakochanej.."?


Briony Larkin, osiemnastoletnia mieszkanka Bagnisk chce zostać powieszona. Obwinia się o śmierć macochy i nie potrafi z tym żyć. Twierdzi również, że jest wiedźmą i poczuwa się do każdej tragedii. Pewnego dnia poznaje Eldrica, złotowłosego chłopca. Od początku zarzeka się, że to nie będzie jak w książkach: wielka historia miłosna i się w nim nie zakocha. Przypomina także, że nie jest zdolna do żadnych uczuć. Czy aby na pewno?


Bagna. Magiczne, niemal piękne, zachwycające i uzależniające. Takie były dla Briony. Dziewczyna kilkakrotnie próbowała o nich zapomnieć, jednak zawsze wracały we wspomnieniach. Główna bohaterka kochała bagna. Starała się o nich nie myśleć, lecz uzależniła się jak nałogowiec. Najważniejszy punkt historii. Można stwierdzić, że dziwny, ale to właśnie dzięki niemu fabuła była wyjątkowa i niepowtarzalna. Bagna stworzyły przepiękną i wciągającą aurę przez którą ciężko było odłożyć książkę na bok. Historia tak porusza czytelnikiem, że ten myśli tylko o niej. Pisarka wyczarowała świat, w którym ja i wiele innych moli jeszcze nie byliśmy. Świat, z którego nie potrafiłam wyjść. Wsiąknęłam i zostałam na zawsze. Uzależniłam się tak jak Briony uzależniła się od bagien. Zakochałam się w mokradłach, trzęsawiskach, grzęzawiskach czy mieliznach. Dla osoby, która książki jeszcze nie czytała może się to wydawać inne, lecz  w powieści te wszystkie miejsca były przedstawione inaczej niż w rzeczywistości przez co mam do nich taki stosunek.

"Pobolewanie minęło - pobolewanie blizny, bagiennej tęsknoty. Jak cudownie wsączać się, smużyć i ściekać w bagna. Miną więcej niż trzy lata, zanim zapomnę. Gdybym potrafiła kochać, kochałabym bagna."

Zostaje nam przedstawiony lik bohaterów. Niektórych co prawda grających drugie skrzypce, jednak zapadających w pamięci, przez historie z nimi związane.
Dzikie Bagna zamieszkane są przez Niespokojne Duchy Dzieci, Bagnoluda, Trupią Rękę, Dziecię Dzwonu czy Błotnistą Twarz. Najważniejszą bohaterką jest jednak Briony i jej wewnętrzny monolog. Dziewczyna obarcza się winą za całe zło tego świata. Śmierć macochy, spalenie biblioteki czy zwołanie na swoją siostrę Rose, bagiennego kaszlu. Jej postać jest niemalże postacią męczeńską, jednak nie użala się nad sobą jaka to ona  jest biedna, bo boli ją ręka. Wręcz przeciwnie. Każdy ból chce przyjąć na siebie.
Briony mimo tego jak siebie przedstawia, jest bohaterką zabawną, jej teksty zapadają w pamięci na długo. Żywi też głębokie uczucia do bliźniaczej siostry, którą się opiekuje.
Rose za to jest jedną z optymistycznych postaci. Osobiście ją polubiłam i sama martwiłam się o nią, jak o własną siostrę. Dziewczyna była chora i chociaż miała zaburzenia psychiczne to była niezwykle inteligentna.
„Zakochana w mroku” posiada również, jak to większość powieści swojego idealne księcia, Eldrica. Kolejny bohater o złotych włosach, kochany przez wszystkich. Na początku był zbyt wyidealizowany, lecz wiele uczynił bym i do niego poczuła coś na kształt sympatii. Wytworzył także więź między sobą, a Rose, za co zdobył u mnie kolejnego plusa. Bywały jednak takie momenty, w których z moich ust leciały epitety na chłopaka.

" - Twój ojciec mówi, że znasz bagna jak własną kieszeń.
- Mało mnie interesuje własna kieszeń."

Wykorzystując narrację pierwszoosobową Franny Billingsley często używała, wspomnianego przeze mnie wcześniej monologu wewnętrznego. Bohaterka wiele razy zwracała się do siebie i do mnie jednocześnie. Nawiązałyśmy ze sobą nić porozumienia, więź, a to za sprawą niezwykłego języka, jakim posługiwała się pisarka. Dialogi jakie stworzyła były obfite w zabawne jak i wzruszające słowa. Wiele razy miałam ochotę z podziwem ukłonić się talentowi Franny. Ona bawiła się czytelnikiem, zaskakiwała i pozostawiała (przynajmniej mnie) z niewyraźnym wyrazem twarzy. Chciałabym mieć do czynienia z innymi utworami autorki.

"Krojenie samej siebie jest trudniejsze, niżby się mogło wydawać. Skóra nie daje się pokroić jak chleb albo ser. Ciało stawia opór. Jest sprężyste jak skórka grzyba. Docisnęłam nóż. Moja grzybowa skóra odepchnęła ostrze. [...] Rozcięłam grzybową skórę. Nienawiść do samego siebie ma wielką moc: krew wypłynęła, kropelki spadły na sól."

Czymże byłaby "Zakochana w mroku" bez genialnej oprawy graficznej? Okładka przyciąga wzrok. Jest tajemnicza i w zupełności oddaje klimat lektury. Bardzo dobrze również sprawiło się Wydawnictwo. Całość wydanie jest naprawdę dobrej jakości.

Czym została dla mnie "Zakochana w mroku"? Została jedną z tych książek, które zapadną mi w pamięci na wieki. Bardzo mnie poruszyła, mimo, że nie ma w niej jakichś łzawych fragmentów. Jest po prostu magiczna. Styl pisarki, niesamowita historia, wzruszające i zabawne cytaty tworzą coś naprawdę wspaniałego. To historia dla każdego, dlatego polecam Tobie, Tobie i Tobie. Ja ją pokochałam, a wy?

"Tęsknota. Jakie dziwne słowo. Czym ona naprawdę jest? Trudno ją opisać, chociaż wiadomo, że to ona nie pozwala nam zasnąć całą noc.Jest bardziej podstępna niż ból. To podskórny świąd. Leżysz bezsennie po swojej stronie linii, której nie możesz przekraczać, a mrówki świerzbówki żłobią tunele w kościach. Drapiesz się, ale nie możesz ich dosięgnąć."


Za książkę ogromnie dziękuję:


sobota, 4 sierpnia 2012

"Cienie na Księżycu" - Zoe Marriott




Suzume, kilkunastoletnia dziewczyna jest świadkiem morderstwa. Zabito jej ojca i kuzynkę, a jej samej grozi niebezpieczeństwo. Dlatego wraz z matką udają się do innego miasta by zamieszkać z przyjacielem ojca, Terayamą. Po pewnym czasie matka dziewczyny wychodzi za mężczyznę, a wtedy Suzume poznaje prawdę o ojczymie. Do śmierci jej ojca przyczynił się właśnie on. Nastolatka pragnie pomścić śmierć najbliższych. Ucieka więc z domu, planując zemstę, odkrywając w sobie magiczne zdolności i poznając ludzi, którzy zmienią jej świat. Czy plan dziewczyny zakończy się sukcesem?

Co skłoniło mnie do sięgnięcia po „Cienie na Księżycu”? Na pewno Nie opis powieści. Kopciuszek? Księżycowy Książę? Nie przekonywało mnie to. Jednak jak tylko książkę dostałam w swoje ręce, zaczęłam czytać.. Początek jest pełen akcji. Morderstwo, ucieczka.. jednak w ogóle mnie to Nie wciągnęło. Czytałam dalej bez większego oczekiwania, aż do pewnego momentu. Sama Nie wiem, który to był fragment, jednak nagle zaczęłam czytać z przyśpieszonym biciem serca i z rosnącym zaciekawieniem. Fabuła została wzbogacona o nowe rzeczy, bardziej interesujące, momentami mogłabym nawet rzec mrożące krew w żyłach. Najciekawszy wątek jednak i tak zaczął się jak Suzume poczęła planować zemstę. Dla niej musiała zrezygnować z miłości i podjąć trudne decyzje. To Nie było dla dziewczyny proste, ale głęboko wierzyła, że uda jej się pomścić śmierć ojca i kuzynki, jeżeli cała się poświęci dla sprawy.
Suzume bywała w miejscach, które autorka niezwykle barwnie opisała. Akcja toczyła się w Japonii, Kraju Kwitnącej Wiśni, a przynajmniej takie wrażenie miał czytelnik, bo pisarka stworzyła swój fantastyczny świat.
Chciałabym również wspomnieć o jednej rzeczy, a mianowicie o mocy jaką dziewczyna w sobie odkryła. Była tkaczką cieni, potrafiła stworzyć iluzję czegoś, co wiele razy pomagało jej w trudnych sytuacjach. Dodawało to powieści pewnego smaczku i czuć było tę magiczną część.

Kilkunastoletnia Suzume nie od początku wzbudza przychylność czytelnika. W jej życiu dochodzi do tragedii i dziewczyna nie wie jak z tym żyć. W pewnym momencie dochodzi również do samookaleczeń ze strony głównej bohaterki. Z czasem jednak, nabywając nowych doświadczeń, dowiadując się różnych rzeczy, postać staje się silną, zdecydowaną i wierzącą w jedno osobą. W jedno czyli w zemstę.. To główny punkt powieści i na nim najbardziej skupiała się Suzume. Oprócz głównej bohaterki, w powieści przewija się wiele innych postaci. Poznajemy Otiena, chłopca od którego wiele rzeczy w powieści zależy, oddaną i wspierającą Akirę, a także bezlitosnego Terayamą i matkę, która zamiast córki wybrała mężczyznę. Żeby poznać resztę bohaterów trzeba samemu zagłębić się w „Cienie na Księżycu”.

Ciężko mi ocenić język pisarki bo mam wrażenie, że dojrzewał razem z bohaterką. Na początku raziły mnie niektóre błędy stylistyczne, z czasem jednak miałam wrażenie jakby zaczęły zanikać. Pisarka zaczęła tworzyć piękną historię, a Nie tylko ją opisywać. I to dojrzewanie w jakiś sposób również do mnie przemówiło. Zoe Marriott zastosowała narrację pierwszoosobową co bardzo jej się udało. Chociaż czasami bohaterka wydawała się nad sobą użalać, to biorąc pod uwagę wydarzenia, ciężko było jej się dziwić.  Dzięki narracji w pewien sposób zżyłam się z Suzume.

Jedną z rzeczy, które przekonały mnie do przeczytania powieści była okładka. Pionowe, japońskie znaki tworzyły klimat i nastrój, przez który byłam bardziej ciekawa co znajdę w środku książki. Oprawa również mi się podoba. Ładny papier, dobra czcionka i podział lektury na trzy części: Suzume, Rin i Yue.
„Cienie na Księżycu” to trzecia powieść Zoe Marriott. Z ciekawością przeczytałabym dwie poprzednie lektury pisarki. Mam nadzieję, że któreś wydawnictwo zdecyduje się je wydać.

Historia poza czasem i ponad czasem głosi napis na okładce. I zdecydowanie książka Marriott taka jest. Wchłania czytelnika tak, że budząc się z letargu, zauważa ile czasu minęło. Mnie lektura również pochłonęła. Może nie od początku, ale jednak. Co do zakończenia to trochę się na nim zawiodłam. Zdarzyło się coś, czego się spodziewałam, ale myślę, że finał był ciekawy i dobry. Po prostu dobry.
„Cienie na Księżycu” polecam każdej osobie szukającej książki, która przeniesie wszystkich w swój własny magiczny świat.



Za książkę dziękuję serdecznie:





____________________________________
Powróciłam do blogowania. Muszę przyznać, że przez urlop i brak internetu bardzo zaniedbałam recenzje i teraz nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć na raz. Proszę o cierpliwość, powoli będę nadrabiała.