czwartek, 29 marca 2012

Przełamać Noc - Liz Murray


"Przełamać noc" (ang. Breaking Night) - w slangu miejskim: nie spać przez całą noc, aż do świtu.
Przełamać noc - Liz Murray

Od pierwszych stron Liz opowiada nam swoje losy. Poznajemy małą, zagubioną dziewczynkę, najmłodszą córkę, która musi radzić sobie z uzależnieniem rodziców od alkoholu i narkotyków. Mieszkając w brudnym domu nie chce trafić do opieki i stara się robić wszystko, by temu zapobiec. Starsza siostra Lisa jej w tym nie pomaga. Zależy jej na nauce, więc nie poświęca dużo czasu rodzinie.
W rodzinie Murray bywały tak ciężkie czasy, że obie dziewczynki chcąc zaspokoić głód jadały pastę do zębów czy ssały kostki lodu. Jak to, więc możliwe, że wszystko się ułożyło? Chociaż czy tak naprawdę coś się kiedyś ułożyło?

Od pierwszych stron czułam, że ta książka nie jest zwykłą powieścią. Bił od niej smutek co wprawiało mnie w melancholijny, niemalże przygnębiający nastrój. Nawet pisząc o niej, nie jestem pewna jakich słów powinnam użyć. Liz Murray nie stworzyła genialnej historii, ona ją przeżyła. Spróbuję od początku.

Niewiele mogę wspomnieć o fabule. Była wstrząsająca, to z pewnością. Było w niej jednak coś magicznego, coś przez co chciałam wiedzieć jak życie Liz potoczy się dalej. Czy ktoś zginie? Czy stanie się coś złego? A może spotka ją szczęście? Z pewnością stworzenie, opisanie tej historii było trudne, wywoływało wiele wspomnień, bo choć ja tego nie przeżyłam, czułam się, gdyby to mnie spotkało. Wizja takiego świata przeraziła mnie. Pewne sytuacje wzbudzały mój podziw, czasami nawet obrzydzenie. Jak ocenić fabułę? Powinnam ją oceniać? Nie, jest wyjątkowa, bo prawdziwa.

"Gdybyś mnie znała lepiej, babciu, nie chciałabyś, żeby cię odwiedzała wnuczka, a przynajmniej nie ta. Nie jestem już tą samą dziewczynką, która co sobota w kuchni słuchała twoich kazań. Jestem lekkomyślna i wszystko zaniedbuję, zwłaszcza ciebie."

Bohaterów występuje wielu. Matka i ojciec, uzależnieni od narkotyków, siostra Liz, Lisa to osoby, które poznajemy od samego początku.  Znamy ich najlepiej, widzimy jak się zachowują i choć nie potrafimy tego zrozumieć, szanujemy ich. Rodzina Lizzy jest nie tylko jej rodziną, ale również moją.  Cierpiałam równie mocno jak oni.
Kolejnymi bardzo ważnymi postaciami są przyjaciele głównej bohaterki. Poznajemy ich z czasem, każdego po kolei. Jednego bardziej, drugiego mniej. Wielu z nich, sama pokochałam. Ich dobroć zawładnęła moim sercem. Starali się pomagać swojej przyjaciółce, sprawiali, że jej życie nabierało blasku, że miała po co żyć i o co walczyć. Myślę, że każdy człowiek chciałby spotkać takich ludzi na swojej drodze.
Niestety w życiu Elizabeth pojawiały się również takie osoby, przez które bardzo cierpiałyśmy. Najpierw ona, a potem czytając, ja. Zdawać by się mogło, że pierwsza miłość powinna być piekna i czysta, nieskażona, jednak to zależy od tego, do kogo poczujemy pierwszy raz tak głębokie uczucie. Niestety Lizzy nie trafiła dobrze co poniosło późniejsze konsekwencje.

"Bywało ciężko, ale mieliśmy siebie, więc niczego nam nie brakowało."

Język powieści mnie urzekł. Liz Murray zaczarowała mnie. Czytając jej powieść, czytając o jej życiu nie potrafiłam przestać. Autorka opowiadała to ze swojej perspektywy, użyła narracji pierwszoosobowej. Wiedziałam przez to co czuje i byłam na bieżąco z wydarzeniami, co bardzo mną poruszyło. Elizabeth zrobiła rzecz niezwykłą. Opisała swoje życie, ale nie po to byśmy jej współczuli, czytając nie czułam po jej słowach, że tego chce. Bardziej starała się mi, czytelnikom przekazać, jak ważne by nikt się nie poddawał. Czarowała słowami, po to by pomóc nam. Żebyśmy zrozumieli, że nawet jak jest bardzo źle może być lepiej, może być sto razy lepiej.


"Czułam ciepło jego ciała i słyszałam, jak bije mu serce, równo i pokrzepiająco. Bałam się, jak straszliwie pragnę, by nigdy ode mnie nie odszedł."

Okładka bardzo mi się podoba, prosta, zwięzła. Obrazek małej dziewczynki w kurtce ujmuje, ale piękno okładki przesłaniają mi krótkie opinie, w prawym dolnym rogu. Tak samo jak w lewym górnym pomarańczowy znaczek: "bestseller New York Timesa". Uważam, że jest to zbędne i gdyby znajdowało się na tylnej stronie okładki, ta wyglądałaby lepiej.  Czcionka, przy której dobrze się czyta. Tekst się nie zlewa, nie jest za duża, ani za mała, odpowiednia.

"- Na pewno cię kochał, był twoim tatą. Wściekał się pewnie przez piwo. Gdyby mógł przestać, byłby dla ciebie dobrym tatą."

Czy Liz Murray można nazwać pisarką? Tak. Stworzyła powieść przez kóorą na takie miano zasługuje. Wiele w życiu przeżyła, jednak osobiście jestem jej fanką i bardzo ją podziwiam. Nie czytałam jeszcze tak prawdziwej  historii, ktora by mną tak wstrząsnęła.
Obecnie pisarka kieruje założoną przez siebie w Nowym Jorku organizacją Manifest Living, której celem jest inspirowanie dorosłych ludzi, by uwierzyli, że mogą osiągnąć w życiu wymarzone cele. Podróżuje także po świecie z wykładami i warsztatami motywacyjnymi, występując obok tak znamienitych osobistości jak Tony Blair, Michaił Gorbaczow czy Dalajlama.

"Ale kiedy płakałam, była przy mnie; nie mogłam przestać."

"Przełamać Noc" to książka, która mnie wzruszyła, lecz nie tylko. Zasiedliła się w moim sercu i wiele razy będę do niej wracała. Po skończeniu powieści, usiadłam i chwilę zastanowiłam się nad tym jak postępuję. Książki nie da się spokojnie odłożyć na półkę i o niej zapomnieć. Jest szczególna, wyjątkowa. Polecam, choć właściwie bez tego, każdy powinien po nią sięgnąć.

"Życie każdego z nas ma taki sens, jaki mu sami nadamy."


Za książkę serdecznie dziękuję portalowi

_________________________________________________________

Po raz kolejny opuściłam bloga i sferę blogowiczów, jednak tym razem nie  było to z mojej winy. Zostałam bez komputera na +/- dwa tygodnie, za co przepraszam. Spróbuję teraz wszystko nadrobić.
I muszę przyznać, że brak komputera miał swoje plusy. Przeczytałam zdecydowanie więcej książek, z czego jestem niesamowicie dumna.

niedziela, 11 marca 2012

Niemożliwe - Nancy Werlin


"Niemożliwe staje się możliwe."

Po wielu pozytywnych recenzjach, w których książka okrzyknięta została niemal zachwycającą, postanowiłam sprawdzić czy na takie miano zasługuje.
Główna bohaterka Lucy na imprezie  zostaje zgwałcona przez kolegę, który po tym incydencie popełnia samobójstwo. Po pewnym czasie okazuje się, że dziewczyna zaszła w ciążę. Z przybraną matką i ojcem, Soledad i Leo, oraz przyjacielem Zachem dokonuje odkrycia, że jej matkę, babcię, prababcie i wszystkie kobiety z rodu spotkało to samo. Matka Lucy po narodzinach popadła w obłęd, lecz wcześniejsze odkrycia zapisywała w pamietniku, który tamta czwórka znajduje. Opisana tam jest pradawna klątwa, sprowadzona na ród kobiet Scarbrough. Klątwę można przełamać wykonując zadania zaszyfrowane w staroangielskiej pieśni "Targ w Scarbrough". Lucy, Zach, Soledad i Leo próbują zmierzyć się z kolejnymi zadaniami. Czy uda im się złamać klątwę?

Nie czytałam żadnej paranormlanej powieści, w której głównym tematem jest klątwa i ballada. Autorka postarała się stworzyć nowy świat, jednocześnie nasze czasy poplątane z dawnymi. Tajemnicze zadania, których wykonanie wydaje się niemożliwe i niekonwekcjonalne pomysły jak je zrobić, dodają smaczku powieści. Fabuła nie jest banalna, pokuszę się o stwierdzenie, że jest inteligentna, bo trzeba pomysłu i inteligencji by zrobić pewne rzeczy. Użycie choroby psychicznej jako kara za niewykonanie zadań było dobrym posunięciem. Żadna z rodu nie mogła przekazać swojej wiedzy dalej, co uniemożliwiało powstrzymanie klątwy. Tajemniczość, stara ballada, choroba psychiczna, stworzony świat przez Nancy Werlin jest niezwykły.
"Niemożliwe" jednak skupia się na jeszcze paru aspektach. Bardzo ważnym czynnikiem jest przyjaźń. Każdy człowiek potrzebuje przyjaciela i Lucy takiego otrzymała. Dziewczynę o imieniu Sara i chociaż ta nie znała historii o klątwie to wspierała główną boahterkę podczas jej ciąży. Pokazała, że Lucy może na nią liczyć. Kolejna cześć opowieści to historia rozwijającej się miłości Lucy z Zachem. na początku przyjaźń, po pewnym czasie zamienia się w coś głębszego. Ileż dreszczy przechodziło mi po plecach przy opisie uczuć jakie między nimi buzowały. Jednak tutaj powinnam się do czegoś przyczepić. Myślę, że niemal każdy z nas wie co miłość robi z człowiekiem, lecz Lucy czasami zachowywała się jak pięcioletnia dziewczynka. Nie chodzi nawet o 'miękkie kolana, czy motyle w brzuchu', ale jej ciągłe zmiany decyzji: raz kochała Zacha, by zaraz stwierdzić, że nic do niego nie czuje. Przez to gorzej postrzegałam jej osobę.

"[...] Myślałam o tym i doszłam do wniosku, że prawdziwy przyjaciel to ktoś, kto rozumie, nawet wtedy, gdy nic nie rozumie."

Poznałam wspaniałą Sarę, opiekuńczego Zacha, silną Lucy, kochających Soledad i Leo, jednak z nikim nie poczułam jakiejś emocjonalnej więzi. Najlepszą bohaterką jest bez wątpliwości Sara, którą podziwiam i szanuje. Niestety jak na tak ważną postać, było jej zbyt niewiele bym mogła pokochać ją jak własną przyjaciółkę.
Dlaczego silna Lucy? Ponieważ mimo jej wątpilowści co do uczuć do Zacha, bardzo starała się zrobić wszystko bu uratować siebie, swoją córeczkę i najbliższych. Miała chwilę zwątpienia, jednak nie poddawała się i dążyła do celu. Zaimponowała mi tym.
Każdy z bohaterów wyróżniał się siłą i poświęceniem dla bliskich. Niestety nie byli dla mnie wyjątkowi, chociaż z pewnością ich zapamiętam. Bohaterowie to najmniej dopracowana część powieści.

"-A jeśli miłość nie jest bolesna [...] to może oznaczać, że wcale nie kochasz."

Nancy Werlin pisze przystępnie, posługuje się ładnymi cytatami i jej język jest ciekawy. Historie poprowadziła w narracji trzecioosobowej, przez co zawsze byłam o krok bliżej niż bohaterowie. Dialogi były fantastyczne. Rozmowy między Lucy, a  Sarą były przepiękne, przepełnione uczuciem prawdziwej przyjaźni. To jedne z największych pozytywów powieści.

Finał za to był beznadziejny. Przewidywalny i nużący. Po końcu historii zawsze spodziewam się jakiegoś: bum, czegoś co zapadnie mi długo w pamięci, niestety tutaj dostałam coś czego spodziewałam się od początku. Paranormalne często kończą się w taki sposób, mimo to wierzyłam, że zostanę zaskoczona.
Jak oceniam całość? Przy książce spędziłam trochę czasu, nie zawsze mnie wciągnęła, czasami zanudzała, jednak oryginalny pomysł, ciekawe dialogi przemawiają na korzyść powieści. Niestety po wielu pozytywnych recenzjach spodziewałam się czegoś o niebo lepszego i tutaj czuję się najbardziej zawiedziona.
Polecam osobom, które chcą odpocząc przy ciekawej, aczkolwiek przewidywalnej lekturze o dobrym potencjale. Fanom paranormali z pewnością przypadnie do gustu.

piątek, 9 marca 2012

Stroiciel śpiewu ptaków - Lech Mucha


"Zaśpiewaj mu"

Szczerbaty jest stroicielem śpiewu ptaków. Cóż to jednak oznacza? Gdy chłopak śpiewał, mógł zamieniać się w jakiegoś, wybranego przez siebie ptaka. Nie to co zamieniać, a opuszczać własne ciało i przywłaszczać ciało ptaka. Jednak pewnego razu, gdy szybował jako Jastrząb został postrzelony a jego ciało skradziono.. Znaczyło to, że nie mógł się uwolnić i póki nie znajdzie swojego ciała, będzie musiał zostać w tym od ptaka. W poszukiwaniach pomaga mu telepatka, która uczestniczyła w odebraniu ciała i czując wyrzuty sumienia rusza w pościg z dwoma stroicielami. W pościg za wielką czarownicą Zoe i niebezpiecznym Vladimirem.
Na drodze staje im jednak wiele rzeczy.

Kolejna książka polskiego pisarza i kolejne pozytywne zakończenie. Poprzednio recenzowałam genialne "Przeznaczenie" Aleksandry Ból, teraz piszę o książce napisanej przez mężczyznę. "Stroiciel śpiewu ptaków" zaczął się nietypowo beznadziejnie. Imię Szczerbaty przeszkadzało mi w wzięciu lektury na poważnie, jednak potem główny bohater zaczął nazywać się Jastrząb co o wiele bardziej pasowało do historii. W książce cały czas występowała nutka tajemnicy i szczypty magii, przez co chętniej się w nią zagłębiałam i na dłużej zatraciłam. Raz wciągnęła mnie tak, że ledwie zdążyłam na autobus. Niektóre fragmenty były bardzo ciekawe i czytelnik czekał na to co będzie dalej. Jak na tak dziwną (bo z pewnością taka jest) historie, czytało mi się bardzo dobrze.
Magiczne postaci i nutka erotyzmu to gratka dla starszych czytelników. Nie było co prawda scen erotycznych, tylko delikatnie opisane uczucia między kobietą, a mężczyzną przez co młodszy czytelnik może czuć się zgorszony. świat przedstawiony na plus. Całkiem co innego, z czym dopiero się zapoznawałam, więc nie widziałam utartego schematu.

Stroiciele, telepatki, czarownice, a gdzie tu normalni ludzie? A no, bywali i tacy. Chociaż nie spotykałam ich często to okazywali naszym głównym bohaterom i życzliwość i pogardę. Wykreowani byli na fałszywych ludzi, którzy zdradzają i ulegają pokusom. Pokusom takim jakim ulegają zwykli śmiertelnicy. Bohaterowie nie są specjalnie wyraziści, chociaż te złe postacie zapamiętałam bardziej niż dobre, lepiej rzucały się w oczy i miały więcej ciekawych cech.

"Widział na własne oczy konie w czarno-białe paski i podobne do koni stworzenia z długimi szyjami i te wielkie zwierzęta z długimi nosami i białymi kłami. Widział polujące olbrzymie koty."

Książka jest napisana przez mężczyznę co widać. Kobiety mają inne podgląd na niektóre sprawy i nie skupiają się na fizyczności drugiej kobiety. Nie przeszkadzało mi to jednak w czytaniu. Lech Mucha posługiwał się ciekawym, barwnym językiem, czasami wprowadzał zabawne dialogi i z pewnością jego styl pisania jest na plus, chociaż świetny nie jest.
Narracja trzecioosobowa, innej się nie spodziewałam, niewątpiwie jednak świetnie byłoby czytać myśli stroiciela, gdyby był w ciele ptaka i on opowiadałby tę historię.

"Stroicielowi śpiewu ptaków" daleko do wybitnej lektury, jednak ma w sobie to 'coś', którego każdy czytelnik szuka. Zakończenie jest zdecydowanie takie jakie chciałam by było, autor nie rozwiązał historii banalnie, ale skończył z takim przytupem. Finał powieści uważam za najlepszą część.

Bywało tak, że fragmenty stawały się przewidywalne, nie przeszkadzało mi to jednak i przy książce spędziłam przyjemnie czas. Wszystkim, którzy chcieliby spędzić kilka godzin z nieobowiązującą, magiczną lekturą radzę po nią sięgnąć. Nie pożałujecie.

Recenzja tak krótka, ponieważ nie mam wiele do powiedzenia na temat "Stroiciela" i chociaż mi się spodobał to nie wywołał we mnie większych emocji i szczególnych przemyśleń.

Za książkę serdecznie dziękuję

poniedziałek, 5 marca 2012

Przeznaczenie - Aleksandra Ból


"Potrzebowałam go jak powietrza."

Są takie książki po których spodziewam się bardzo wiele. Być może przez recenzje i szatę graficzną. Są też takie, po których nie spodziewam się czegoś dobrego, a te mnie zaskakują.

Eve uczestniczy w Rytuale Przebudzenie, który robi jej babcia. Co to jednak jest? Rytuał Przebudzenia to uwolnienie Mocy w młodym czarodzieju. Nad Mocą trzeba się jednak nauczyć panować, w innym wypadku komuś może stać się krzywda. Eve nie wierząc w takie bzdury idzie z przyjacielem Natem po lesie, gdzie zostają napadnięci. Eve ogarnia furia i nie panując nad sobą używa Mocy, niemal zabijając trzech napastników. Okazuje się, że w świecie czarodziejów obowiązują własne prawa i główna bohaterka trafia do obozu resocjalizacyjnego, w którym ma nauczyć się poskramiać Moc. Tam się wszystko zaczyna.

Nie jestem fanką polskich pisarzy i pisarek, więc do "Przeznaczenia" podchodziłam sceptycznie. Ciekawy opis mnie zaintrygował, jednak nie spodziewałam się fajerwerków. Aleksandra Ból zaskoczyła mnie już na początku. Akcja od pierwszej strony i chociaż nie wiedziałam o co chodzi, powoli zostało mi to wyjaśnione. Kolejna rzecz to brak wampirów, wilkołaków etc. Byli czarodzieje, czyli temat, z którym w literaturze nie spotykałam się często.
Pokuszę się o stwierdzenie, że fabuła jest genialna. Obóz resocjalizacyjny, walka z Prawem, a przy tym tyle emocji, że raz autentycznie się bałam, kolejny raz wzruszyłam. Nie, ja się po prostu popłakałam. Autorka zaczarowała mnie, wciągnęła w swoją historię, z której nie potrafiłam wybrnąć. Stworzyła coś, co chciałam przeczytać już dawno, chociaż o tym nie wiedziałam. Gatunek kluczy między paranormalem a antyutopią i połączenie to jest bardzo dobre.

"Dla wielu istnieje tylko to, co można zobaczyć, dotknąć, zbadać. Tak bardzo boimy się nieznanego, że zaprzeczamy jego istnieniu."

Są bohaterowie do których poczułam prawdziwą sympatię. Jest to na przykład bezbronny Natie, który przez swoją chorobę nie panuje nad emocjami. Z Eve łączyła go jednak prawdziwa przyjaźń i choroba chłopaka nie przeszkadzała im we wzajemnych relacjach.
"Nathaniel Sparks był moim przyjacielem od zawsze. Granice naszego wspólnego istnienia zacierają się w pamięci, nie potrafię dokładnie wyznaczyć ich początku ani końca. Po prostu pojawił się pewnego dnia, rozgarnął mrok, przegonił cienie i został na wieki. On, najszczerzej oddany, przystojny, rozrywany, kryjący sekret Nate i ja, Eve."
Eve, szesnastolatka, w której życiu zaczyna dziać się wiele rzeczy. Ma swoje słabości, jeżeli chodzi o przyjaciela to chyba największą, jednak pokazała jak silna potrafi być i że umie walczyć, gdy inni jej potrzebują. Starała się wiele poświęcić by ratować ludzi, których kochała. Takich bohaterek powinno być więcej.
Elijah to kolejny ważny chłopak w życiu dziewczyny, również bardzo silny, mający wielką tajemnicę.
Niestety łącząc tą trójke powstaje trójkąt, tak dobrze znany z serii takich jak "Zmierzch" czy "Pamiętniki Wampirów". Jest to największy minus historii, lecz osobiście nie potrafiłabym się pozbyć Nate, albo Elijaha i wiem co Eve do nich czuła, rozumiem to.
Poznajemy także Michaela, opiekuńczego dowódzctwę grupy walczącej z Prawem. Okazał się być wspaniałym człowiekiem, na którym można polegać. Starał się dowodzić jak najlepiej i chociaż zdarzały mu się błędy, widać było, że mimo to cała grupa go ceni i szanuje. Najbardziej na świecie kochał swoją małą siostrę Jenny, chorą na raka dziewczynkę.
Bohaterów mamy o wiele więcej, wymieniłam jednak tych, którzy szczególnie zasługują na uwagę. Polubiłam prawie wszystkich i każdy był na swój sposób wyjątkowy.
Pisarka także nie bała się zabić któregoś z bohaterów, przy czym czułam ogromny żal i smutek żegnając się z nim.

"-Eve - wypowiedział moje imię w ten niezwykły, przyprawiający o dreszcz sposób. - Kim jest dla Ciebie Nathaniel Sparks?
Kim jest? Kim? To była najbardziej oczywista rzecz w całym wszechświecie.
- Wszystkim - szepnęłam zgrzytliwie."

Przechodząc do narracji, która jest pierwszoosobowa muszę wspomnieć o tym, że czułam wszystko to samo co Eve. Po prostu razem z nią przeżywałam każdą z emocji. Jeżeli konała z głodu i ja byłam głodna, gdy przeżywała agonię z powodu tęsknoty to i ja niemalże wiłam się czytając i straszliwie płakałam. Niesamowite jak dobrze 'dogadałam' się z główną bohaterką, tworzyłyśmy całość, więc narracja z pewnością jest strzałem w dziesiątkę. Bywały krótkie fragmenty gdy narracja została poprowadzona w trzeciej osobie, jednak to wtedy gdy Nate i Eve byli daleko i autorka ukazywała nam co się z Natiem dzieje.
Tym razem nie mogę chwalić tłumaczenia, bo to właśnie język Aleksandry wzbudził mój podziw. Cytaty jakich używała doprowadzały mnie do łez, były bardzo piękne i wiele z nich spisałam by do nich wracać. Fragmenty, które czytałam kilka razy i na nowo przeżywałam cudowne chwile z bohaterami. Język pisarki nie był ani ambitny, ani specjalnie trudny i przez to podobał mi się jeszcze bardziej, a książkę pochłonęłam w dwa dni.

"Nienawiść zlewała się z namiętnością, tęsknota z odrazą. Wypełniała mnie plątanina paranoidalnych myśli, paranoidalne elementy mojego własnego, małego, paranoidalnego półświatka. Wówczas byłam bliższa szaleństwa, niż kiedykolwiek wcześniej."

Okładka jest dziwna. Gdy po raz pierwszy na nią spojrzałam nie spodobała mi się, potem zrozumiałam iż pasuje idealnie do fabuły, jednak ręce próbujące złapać uciekającą dziewczynę dalej nie podobały mi się, potem zaczęłam na okładkę dłużej patrzeć i stwierdziłam, że jest fantastyczna. Teraz za to, jak na nią spoglądam stwierdzam, że idealnie pasuje do historii zawartej w "Przeznaczeniu" jednak gdybym książki nie przeczytała uważałabym ją za koszmarną.
Pierwszy raz wspomnę o papierze w jakim wydana jest powieść. Spojrzałam na pierwszą stronę i byłam pozytywnie zaskoczona. Idealnie biały papier wydał mi się taki czysty, lepiej mi się z niego czytało, jest po prostu lepszy. Za to plus dla Wydawnictwa.

"Przeznaczenia podobno nie da się oszukać. Ot, z samej definicji, przeznaczenie, jako rzecz nieuchronna i zaplanowana od chwili naszych narodzin, jest czymś nie do przechytrzenia."

Chciałabym jeszcze pokrótce wspomnieć o błędach jakie popełniła Aleksandra.
"Doszliśmy w milczeniu do ulicy Świętej Elżbiety, nazywanej inaczej w Fallen Piątą Aleją." - Piąta Aleja zajeżdża mi Nowym Jorkiem, więc czy nie można było wymyślić czegoś innego, niż powtarzać najbardziej słynną ulicę Ameryki?
Czy trójkąt między Eve, Natiem i Elijahem był konieczny? Doprawdy pięknie zostało to opisane, jednak zalatuje mi tu Amerykańskimi Pisarzami.
I chyba najważniejsza rzecz: polska pisarka, więc mogłaby zrobić 'reklamę' naszemu Państwu. Wielu czytelników ma dość czytania o Ameryce i innych państwach, czy tak trudno napisać coś co dzieje się w Polsce, a bohaterowie są Polakami?
Oczywiście dziwne by było, gdybym się nie przyczepiła do zakończenia. Od strony około 246 do jakiejś 263 czytając czułam się wspaniale. Płakałam dość rzewnie, a i skłonna byłam oddawać hołd pisarce, jednak sam finał nie był dla mnie tak dobry jak oczekiwałam. Po pierwsze dosyć otwarty, niby wszystko zostało wyjaśnione, jednak spokojnie zmieściłaby się druga część, kolejna rzecz to niejaka przewidywalność. Jak przez całą historię nie przewidziałam nic, czym byłam zaskoczona, tak końcówka była niemalże nudna.
Minusy te, są jednak tak nikłe przy całej powieści, że prawie nie zwracam na nie uwagi.

"Pamiętaj tylko, że kilka słów prawdy jest zawsze lepsze niż tysiące zakłamanych. Niezależnie od tego, jak bardzo początkowo bolą."

Na stronie Wydawnictwa  szukałam informacji kim jest ta genialna Polska pisarka, nie znalazłam nic, skorzystałam z wujka google, wchodzę na blog Aleksandry Ból, czytam, czytam i robię ogromne oczy. Dziewczyna ma 17 lat! Zszokowało mnie to, bo nie spodziewałam się, że tak młoda osoba potrafi tak pięknie pisać. Ogromny szacunek za chęci i całą historię. Myślę, że Ola musiała spędzić przy tym trochę czasu.

Szczerze nie mam pojęcia komu mogę książkę polecić. Osobiście jestem zachwycona. Tak, naprawdę. O autorce nie wiedziałam nic, tyle tylko, ze jest Polką przez co byłam sceptycznie nastawiona do "Przeznaczenia". Po przeczytaniu jakichś 40 stron zrozumiałam, że tak szybko nie odłożę tej historii. Z pewnością będę do niej wiele razy wracała, bo uważam, że jest naprawdę wspaniała. Kiedy książka wydobywa ze mnie wiele, różnych emocji jest zdecydowanie warta uwagi każdego! Polecam młodzieży, lecz i starsze osoby wciągnie świat młodych czarodziejów walczących by przetrwać. Koniecznie musicie przeczytać, a ja zaczynam wierzyć w to, że "Polak - potrafi".


Za książkę serdecznie dziękuję

niedziela, 4 marca 2012

Africanus Syn Konsula - Santiago Posteguillo

"Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu"


Uwielbiam literaturę i kino o Strożytnym Rzymie czy Grecji. Gdy dostałam możliwość przeczytania "Africanusa" nie wahałam się ani chwili. Moja przygoda z nim niestety bardzo szybko się zakończyła..

Historia rozpoczyna się w Rzymskim teatrze, gdzie senator Publiusz Korneliusz Scypion razem z bratem Gnejuszem Korneliuszem Scypionem oglądają przedstawienie. Nagle dowiadują się, iż narodzony został syn senatora. Oboje szybko zmierzają w stronę domu, tam Publiusz uznaje syna i mianuje go swoim imieniem. Z czasem Publiusz Korneliusz Scypion Syn zostaje chłopcem i zaczyna trenować z wujkiem by być gotowym do walki i wojny. Wiele lat mija na nauce, gdy nadchodzi czas Hannibala Barkasa. Jest to kartagiński wódz, który marzy o podbiciu Rzymu. Dla Rzymian nadchodzą cięższe czasy.

"Africanus" to dla mnie książka z historii, tylko o wiele, wiele lepsza. O Starożytnym Rzymie słyszeliśmy bardzo wiele, oglądaliśmy dużo filmów, uczyliśmy się na lekcjach, ale które z nich były emocjonujące? "Africanus" to niemalże biografia Publisza, Gnejusza czy Hannibala. Historia ludzi, którzy mnie interesują kazała śledzić mi tekst nie odrywając się od niego. Skończyłam na momencie, w którym wydarzyło się coś ciekawego, to mimo, ze była druga w nocy a ja miałam wstać o szóstej czytałam dalej. Spodziewałam się czegoś innego, a dostałam coś lepszego. Momentami czułam się jakbym to ja staczała jedną z wielu bitew, jakby to moi żołnierze ginęli, czułam to co dowódcy. Świat, który stworzył Santiago Posteguillo tak naprawdę istniał wiele lat temu i przez tą realistyczność fabuła była wspaniała.

"Gdy wiele cierpisz, pojawią się cierpienia, których znieść nie zdołasz."

Bohaterów było wielu. Jedni występowali częściej drudzy mniej, na szczęście wiedzieliśmy kto jest kim przez przedstawienie postaci na początku książki. Dokładnie opisane imiona, nazwiska i jaką rolę pełnił każdy z mężczyzn i kobiet.
Tytuł wskazuje na to, że historia jest o Synu Konsula, Publiuszu Korneliszu Scypionie, lecz nie tylko on był głównym bohaterem. Wiedzieliśmy co planuje Hannibal czy Gnejusz. Sama polubiłam ich wszystkich. Niekiedy byłam wzburzona ich zachowaniem, ale rozumiałam nawet postępowanie samego Hannibala i moje uczucia zostały podzielona na Rzym i Kartaginę.
Wierzę, że wszyscy kiedyś byli tacy, jak przedstawił ich pisarz.

"Są trzy powody [...] dla których ludzie się lubią i zawierają przyjaźnie: dla korzyści, z powodu pociągu fizycznego oraz z sympatii, przez co należy rozumieć sympatię duchową. Sympatia ta jest początkiem przyjaźni, niż samą przyjaźnią."

Język autora jest wciągający. Opisał bitwę tak, że czytając o niej byłam bardzo przejęta. Narracje zastosował trzecioosobową i chyba nie miał innego wyboru, bo wydaje mi się, że jakby historię opowiadał Syn Konsula nie wiedziałabym wszystkiego i nie utożsamiłabym się z większością bohaterów. Dialogi są takie "Rzymskie". W powieści występują słowa, których kompletnie nie rozumiałam, ale oto niespodzianka! Na końcu książki znajdował się słowniczek i bez przeszkód mogłam czytać dalej, gdyż wszystko zostało mi wytłumaczone.

"Aby przeczytać dobre dzieło, mawiał, nie potrzeba nic więcej, jak tylko czasu, no i żeby było porządnie napisane."

Jeżeli pisałam już o słowniczku to wspomnę, że wydanie jest genialne. Początek to podziękowania, mapka Rzymu pod koniec III w.p.n.e, opis poszczególnych miejsc na planie forum. Strona historii. Czyli jak to się wszystko zaczęło. Wspomniane przeze mnie wymienione postaci, po czym zaczynała się książka. Podzielona została na cztery księgi, w których były rozdziały, razem 58. I na końcu! Dodatki czyli: słowniczek, drzewo genealogiczne Publiusza Korneliusza Scypiona Afrykańskiego Starszego, najwyższe dowództwo kartagińskie, lista konsulów Rzymu i jakże przydatne mapy! Na studiowanie mapek też troszkę poświęciłam, wyobrażając sobie jak bitwy, ukazane na nich wyglądały. Powinnam także wspomnieć, że przy każdym rozdziale podana była data, przez co czytelnik mógł naprawdę wiele się nauczyć.
Kolejnym aspektem wydania jest fascynująca okładka. Jej wyraz i tonacja w jakiej została utrzymana zachęca nas do sięgnięcia po książkę.

Santiago Posteguillo dla mnie jest całkowicie nieznany. Gdyby nie "Africanus" pewnie dalej nie wiedziałabym o istnieniu tego hiszpańskiego pisarza. Napisał także dwie kolejne części o dzielnym Africanusie, które jeszcze nie doczekały się polskiego wydania. Mnie zaskoczył precyzją z jaką napisał książkę. Musiał poświecić na nią wiele czasu i dużo dowiedzieć się o odległych czasach. Podziwiam go za to.

Zdecydowanie polecam wszystkim lubiącym książki o Starożytnym Rzymie i historii miasta. Jest to deser dla wielbicieli tego gatunku. Jednak książka jest tak wspaniale napisana, że z pewnością spodoba się wielu innym czytelnikom. Ja za to z niecierpliwością wyczekuję drugiej części.

Za książkę serdecznie dziękuję


piątek, 2 marca 2012

Konkursowo z Akapit Press





AKAPIT PRESS OGŁASZA KONKURS NA RECENZJĘ KSIĄŻEK CATHY CASSIDY!


W związku z przyjazdem brytyjskiej autorki Cathy Cassidy na Targi Warszawskie 9-12 maja Wydawnictwo ogłasza konkurs na recenzje książki.

Konkurs trwa do 20 kwietnia 2012 roku.

Nagrodą jest spotkanie z autorką(!!) oraz zdobycie książkowych nowości Wydawnictwa.

Więcej szczegółów na: STRONIE WYDAWNICTWA

POWODZENIA!

Zapraszam również na Targi Książki w Warszawie na spotkanie z pisarką.