wtorek, 24 września 2013

"Kroniki Ellie 2 Nieuleczalna" - John Marsden

„Wojny zaczynają się, kiedy chcesz, ale nie kończą się, kiedy prosisz”

Seria „Jutro” zdobyła moje serce i osiadła się w mojej pamięci. Jednak po skończeniu pierwszej części „Kronik Ellie” poczułam, że Marsden się wypalił i niczym mnie już nie zaskoczy. Długo zwlekałam z przeczytaniem kolejnego tomu, obawiając się zawodu. Kiedy już się zdecydowałam, wystarczyła dosłownie jedna strona, bym nie mogła oderwać się od lektury. Ellie nadal przeżywa tragiczną śmierć rodziców. Jest zajęta prowadzeniem gospodarstwa i opieką nad Gavinem. Rezygnuje z przyłączenia się do „Wyzwolenia”, jednak przypadkowo zostaje włączona do pewnego zdarzenia – akcji, która może zakończyć się niepowodzeniem, a nawet śmiercią jej najbliższych.
Życie miłosne Ellie również rozkwita. Coraz mniej myśli ona o Lee, a nawet zaczyna coś czuć do tajemniczego Jeremy’ego. Zastanawia się także, czy to on jest przywódcą „Wyzwolenia” – Szkarłatnym Pryszczem.


Narzekałam, że w pierwszej części mało się działo, nie potrafiła ona przyciągnąć czytelnika i w większości była nudna. Dużą różnicę w tej kwestii można poczuć w „Nieuleczalnej”. Fabuła rozkwita i dostarcza dobrych, mocnych wrażeń. A o nudzie nie ma mowy. Mimo że są sceny lepsze i gorsze, w miarę stoją na równym poziomie i nie ma nad nimi przepaści.
Ważnym aspektem w tej trylogii, a także sadze „Jutro”, jest akcja. Pełni rolę niemal najważniejszą. A w ”Nieuleczalnej” jej nie brakowało. Na początku była dawkowana, lecz kiedy się rozwinęła, wkręciła mnie na dobre.
Jak zawsze zachwyca świat przedstawiony przez Marsdena. Najpierw pokazał on czytelnikowi wojnę, w ”Kronikach” zaś życie po niej i prawdę – jej uczestnicy już nigdy nie będą tylko szczęśliwi i spokojni. John realnie to uzewnętrznia, nie zabarwia, i mimo że historia w „Jutrze” oraz „Kronikach” jest fikcyjna, nie znaczy to, że nie może zdarzyć się naprawdę. A czytelnik - taki jak ja – nie zważając na drobnostki,  pochłania całą powieść, wierząc w każde napisane słowo.


Istotne dla mnie są również emocje. „Wojna się skończyła, walka wciąż trwa” to książka, która zawiodła również w tym punkcie. Na wielkie szczęście fanów obu serii pisarz przypomniał sobie, że uczucia w powieści to jeden ze składników składających się na sukces. Dalej również przeważa zamartwianie się o Gavina i jego dobro, ale Ellie daje z siebie więcej - choćby nagłe polubienie Jeremy’ego. Jednak mimo tego w książce brakuje najważniejszego z uczuć: namiętności. Prawdziwego pożądania, które łączyło główną postać z Lee.

"Paradoks miłości polega na tym, że miłość rani i uzdrawia. Poprawia ci samopoczucie tylko po to, żeby je popsuć. Dajesz się jej porwać, choć wiesz, że cię zdradzi. A kolejnym paradoksem jest to, że dajesz się jej porwać jako jednostka, ale przez to od razu tracisz mnóstwo swojej indywidualności."


Największą niespodzianką, jaką sprawiła mi „Nieuleczalna”, było zwrócenie przyjaciółki. Postawa Ellie w poprzedniej części, mimo że trochę uzasadniona, była banalna, przewidywalna i nudna. Bohaterka nie miała ikry - tej, która towarzyszyła jej przez 7 części „Jutra”.
W tym tomie zaczęła odzyskiwać barwy, poczucie humoru, dzięki czemu jej przywiązanie do Gavina nie jest już tak męczące.
Chętniej czyta się o perypetiach odważnej Ellie, aniżeli tej, która co chwilę użala się nad sobą i narzeka, że wszystko jest nie takie, jakie być powinno.
Cieszyłam się także, że z życia głównej bohaterki nie zniknął Lee. Gdybym nie mogła przeczytać więcej o jego specyficznym charakterze, odwadze i sposobie bycia, lektura nie sprawiałaby mi takiej przyjemności.
„Kroniki 2″ zwracają czytelnikowi też delikatną i mądrą Fee oraz niezastąpionego Homera.
Spotkać możemy bohaterów z pierwszej części, mamy przyjemność poznać również nowe postaci, jednak nawet mimo wręcz dogłębnych opisów nie potrafiłam się z nimi zjednoczyć.


Największą zaletą tej lektury jest pisarz, a dokładniej jego styl. Wykreowanie historii od A do Z w najdrobniejszych szczegółach, precyzyjnie - to coś, czego nie potrafi zbyt wielu autorów. John Marsden jest jednym z nielicznych. Swoją wyobraźnią zachęca do sięgnięcia po książkę, ale to wykonanie jest jednym z czynników, przez które nie można jej odłożyć.
Bardzo dobrze wychodzi mu także prowadzenie narracji pierwszoosobowej kobiecej. Nie czuć w tym sztuczności i przesadzenia.
Mimo że zwątpiłam w pisarza w poprzedniej części, zrozumiałam, że ot tak kunsztu pisarskiego nie można stracić.


Ostatnio żadna książka nie sprawiała mi dużej radości, wszystkie tylko męczyły i zanudzały. Myślałam już, że jestem nieuleczalna (!), gdy nagle trafiłam na moja perełkę. Tę jedną z wyjątkowych. „Kroniki” raczej nie dorównują 7-tomowemu „Jutru”, ale i tak są wspaniałą lekturą, dzięki której zaczęłam coś czuć. Już nie zmęczenie, ale strach, ból, miłość. Nie wyobrażam sobie innej rekomendacji niż: warto!

Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu