sobota, 30 marca 2013

"Kiedyś wszystko sobie opowiemy" - Daniela Krien


"War­to jest kochać za­kaza­ny owoc, dla sa­mego choć pos­ma­ku miłości."


Historia książki Kiedyś wszystko sobie opowiemy rozpoczyna się gorącego lata. Główna bohaterka, szesnastoletnia Maria mieszka u rodziny swojego chłopaka, Johannesa. Prowadzą dosyć spokojne życie w gospodarstwie. Dziewczyna nie jest zbyt pracowita, nie uczęszcza także do szkoły, jednak namiętnie zaczytuje się w powieściach. W pewnym momencie na swojej drodze spotyka czterdziestoletniego mężczyznę z sąsiedztwa. Od tego momentu następuje prawdziwy początek.

Pierwsze wydarzenia to tak naprawdę opis wsi i dotychczasowego życia bohaterki. Czytelnikowi zostaje przybliżony jej związek z Johannesem. Dziewczyna jednak trafia na duża barierę w swoim szczęśliwym życiu. Nie układają jej się relacje z ojcem, a dodatkowo porzuca szkołę. Jednak górą lodową tych zdarzeń zostaje romans z sąsiadem. Cała akcja książki zaczyna opierać się na ich relacji.

Z kart powieści można wyczuć różne emocje: przez zwątpienie, nadzieję aż po miłość. Miłość namiętną, zakazaną, brutalną i piękną. W pewnej chwili wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Uczucia zaczęły na mnie oddziaływać, nie mogłam odłożyć książki, bo chciałam wiedzieć co u Hennera i Marii. Historia ma dla mnie już wymiar prywatny. Dostarcza doznań o jakich ciężko zapomnieć. Bohaterowie choć stworzeni niebywale prosto, sprawiają, że chce się ich poznać bliżej.

Najbardziej tajemniczą postacią jest Henner. Mimo wieku, przystojny mężczyzna posiadający wiele oblicz. Najbardziej widoczną jest namiętność do Marii. Ta z kolei jest nieschematyczną kobiecą postacią. Chociaż bardzo młoda nie jest przykładną uczennicą, nie zależy jej na nauce, zasmakowuje życia. Pokazuje także swoją dojrzałość i nieprzewidywalność. Uczucia odkrywa tylko przed jednym człowiekiem. Johannes za to, obecny chłopak bohaterki, też bardzo młody, mimo miłości do Marii gdzieś po drodze gubi namiętność, a zastępuje ją pasją do fotografowania.

"Kiedyś wszyscy zmartwychwstaniemy, znowu się spotkamy i wszystko sobie opowiemy. Naprawdę wszystko."

Najlepszym tematem do dyskusji może być jednak styl niemieckiej pisarki. Gdy zaczęłam czytać, nie spodziewałam się niczego dobrego przez proste słowa jakimi uraczyła mnie Daniela Krien. Z każdą stroną okazywało się jednak, że prostota jest najsilniejszą stroną tej książki. Autorka przekazała niezbędną treść nienadużywając niepotrzebnych słów. Pisarka użyła narracji pierwszoosobowej, która bardzo dużo przekazuje. Dzięki niej można utożsamić się  z uczuciami głównej postaci. Wszystko czym Maria się kierowała, przestało mnie dziwić. Dopingowałam ją z całego serca.

Na największe uznanie zasługuje jednak wydanie powieści. Do jej przeczytania zachęca wszystko, od okładki, która jest magiczna i oddaje całą treść, a nawet po tytuł; piękny i tajemniczy. Sama książka jest niezbyt wielka, za to posiada duże litery, dzięki którym szybko się ją czyta. Na szczęście naszych oczu nie rażą błędy, bo korekta wydawnicza również sprawiła się znakomicie.

Na mojej drodze stanęła nietypowa lektura, posiadająca zachwycającą okładkę i ciekawy tytuł. Opis wskazywał na całkiem inną opowieść. Dziwną i ekstrawagancką, bo czymże jest dla nas związek czterdziestolatka i szesnastolatki? Zaskoczenie było tym większe, gdy przewracałam kartkę na za kartką. Na szczęście okazało się, że jak coś jest przedstawione przez właściwą osobę, to potrafi wzbudzić wiele pozytywnych emocji. Niemal wszystko w tej książce sprawia, że jest ona skazana na sukces. Sukces inny niż zwykle.

Kiedyś wszystko sobie opowiemy to niebanalna powieść o miłości, jakiej pragnie chyba każdy z nas. Z jednej strony chciałabym tę książkę schować i nikomu nie pokazywać. Jest moja, osobista. Z drugiej zaś wielkim szczęściem byłoby, gdyby inni ludzi poznali tę historię. Ona na to zasługuje.

Recenzja książki: Kiedyś wszystko sobie opowiemy

Recenzja napisana dla portalu:

sobota, 16 marca 2013

STOSIK!

Jakość może nie będzie zbyt dobra, ale mam nowy aparat, na którym kompletnie się nie znam i nie umiałam nic ustawić. Niemniej przedstawiam po roku czasu  pomieszany stosik!

Od góry:

  • Madeleine i czterech jeźdźców apokalipsy - Jarosław Zaniewski - od Wyd. Novae Res - recenzja
  • Geneza - Jessica Khoury - prezent walentynkowy <3 - recenzja
  • Kroniki Ellie - John Marsden - zakup własny - recenzja
  • Wybrani - C.J. Daugherty - od Wyd. Otwarte/Moondrive - recenzja
  • Ciemnorodni - Alison Sinclair - od Wyd. Bellona
  • Zmierzch Orła oraz Cena Purpury - Frank S.Becker - od Wyd. M





  • The Walking Dead Narodziny Gubernatora oraz Droga do Woodbury - R. Kirkman & J. Bonansinga - od Wyd. SQN
  • Zaginiona Dziewczyna - Gillian Flynn - od Wyd. G+J
  • Dobry początek - David Nicholls - od Wyd. Wielka Litera
  • Tak to się kończy - Kathleen MacMahon - prezent na Dzień Kobiet <3
  • Wyznania Katarzyny Medycejskiej - C.W. Gortner - od Szuflady <3





  • Delikatność - Dawid Foenkinos -  z wymiany na LC
  • Krawędzie - Kamil Hazy - od Wyd. Novae Res
  • Krwawa Magia. Powrót do Cerrun - Grzegorz Puda - jak wyżej
  • Kiedy byłeś mój - Rebecca Serle - od Wyd. Literackie
  • Requiem - Lauren Oliver - od Wyd. Otwarte/Moondrive <3
  • Moja cesarzowa - Da Chen - od Wyd. Wielka Litera




Wszystko takie pomieszane, ale i tak cieszy moje oko. Czytaliście coś? Polecacie?

sobota, 9 marca 2013

"Kroniki Ellie" - John Marsden


7 - tomowa seria "Jutro" zdobyła sobie serca czytelników na całym świecie, w tym także i moje. Saga była bowiem pełna akcji, sensacji, z dobrą dawką romansu i humoru, a czytanie jej wywoływało często skrajne emocje.
"Jutro" doczekało się sequela w postaci "Kronik Ellie". Ta druga książka została napisana 4 lata później i chociaż powiązana z pierwszą, ukazuje całkowicie inną historię.

Od zakończenia wojny minęły 4 miesiące. Ellie Linton w tym czasie zaczyna przyzwyczajać się do nowego, spokojnego życia z rodziną. Jej sielankę przerywa strzelanina, do której dochodzi gdy dziewczyna jest z dala od domu. Miejsce ma napad, w którym giną jej rodzice. Tym samym zaczyna się walka o jej własny byt. Na Ellie spoczywa jednak kolejny obowiązek. Chłopiec, którego rodzice dziewczyny adoptowali po wojnie: Gavin. Jak potoczą się dalsze losy bohaterki?

Bardzo mocnym atutem w "Jutrze" była wszechobecna akcja. Tego samego spodziewałam się więc w "Kronikach". Niestety mimo mocnego początku, kolejne sto stron przybliżyło mi tylko nudne życie na farmie i opiekę nad 11-letnim chłopcem.
Spodziewałam się także rozdzierającego serce romansu, który również miał miejsce w poprzedniej serii. Tu zawiodłam się po raz drugi. Opis zapowiadał ciekawe sceny z Lee i Ellie w roli głównej, okazał się jednak dla mnie mylący, co działa na niekorzyść lektury.
Na szczęście powieść Johna Marsdena nie zawiera tylko licznych wad. Wielkim plusem był spór Ellie z prawnikiem, który został rozwiązany po mistrzowsku.
Niestety fabułę w tych dwóch powiązanych ze sobą seriach dzieli ogromna przepaść.

W "Kronikach" spotykamy się z bohaterami poznanymi już wcześniej, ale zawieramy także nowe znajomości.
Największą przemianę możemy dostrzec u Ellie, która to zmieniała się już z każdym tomem "Jutra". Wtedy mimo słabszych dni i tragicznych zdarzeń pozostawała silna i dynamiczna. Tym razem była prawie wypruta z emocji, zniszczona przez życie. Jej poczucie humoru zniknęło zupełnie, a zastąpiła je potrzeba opieki nad Gavinem.
Co do samego zainteresowanego, denerwował on swoim zachowaniem i wiecznym oburzeniem. Zachowywał się jak rozpuszczone dziecko, chociaż momentami miał przebłyski i pomagał dziewczynie opiekować się domem.
Pozostaje jeszcze kwestia Lee, Homera, Kevina i Fi, którzy razem z główną bohaterką przeżyli wojnę.
Kevin nie pojawił się w ogóle, a pozostała trójka występowała tylko epizodycznie. Ich w tej powieści brakowało najbardziej. Siły przyjaźni, która ich łączyła, oraz ostrych kłótni czy zabawnych momentów.

Johna Marsdena bardzo chwaliłam za wyczucie do czytelnika. Pisarz imponował mi swoim stylem, swoimi opowieściami zawierającymi mnóstwo uczuć. Jednak w "Kronikach" przy języku napotkałam opór. Narratorka, którą jest Ellie przechodzi tak wielką zmianę, że jej przygody nie rozśmieszały mnie, a nawet się nimi nie przejmowałam. Brakowało mi tego "wow", czym Marsden często mnie zachwycał.

Dlaczego wymieniłam prawie same błędy, mankamenty? Zawiodłam się. To co przeżyłam w "Jutrze" zostanie ze mną na zawsze, a w "Kronikach" minęło bezpowrotnie.
Nie podoba mi się sposób w jaki autor rozwiązał kilka sytuacji, nie oczekuję również kolejnej części tak jak czekałam na tę.
Książka ta jednak nie jest beznadziejna. Jest na dobrym poziomie czytelniczym, tylko ja spodziewałam się po niej o stokroć więcej.