„Ponieważ
najbardziej pragnie się zatrzymać to, co można najłatwiej stracić.”
„Shirley” to książka, którą rozpoczęłam kilka miesięcy temu.
Dlaczego więc cały czas ją odkładałam? Czy była aż tak zła?
Powieść rozpoczyna się od spotkania trzech wikarych. Już na
początku panowie zaczynają prowadzić zażartą dyskusję na temat polityki. Nagle
spotkanie zmierza w złą stronę i wybucha kłótnia, po której mężczyźni się
rozchodzą.
Autorka od progu wita nas słowami „Jeśli ten wstęp
wzbudził w Tobie, Czytelniku, nadzieję na romantyczne wrażenia, czeka Cię
zawód. […] Leży przed Tobą coś autentycznego.”
Te zdania mnie zainteresowały, bo choć myślałam, że to
właśnie romantyczna historia to zostałam zaciekawiona. Teraz stwierdzam, że
jednocześnie i zostałam wprowadzona w błąd i nie.
„Shirley” obfituje w romantyczne przeżycia. Nieszczęśliwa
miłość to w pewnym sensie główny wątek, jednak tak jak Charlotte Bronte
napisała to historia autentyczna. Nawet jeżeli nie wydarzyła się naprawdę, to
była niezwykle realna i uwierzyłam w nią całkowicie.
Dlaczego napisałam, że „w pewnym sensie”? Dlatego, że
powieść jest wielowątkowa i tematów, które występują często, jest wiele. To
jakby ktoś opowiedział nam czyjeś całe życie. Historia miała początek i koniec.
I przede wszystkim wszystko zostało nam wyjaśnione.
„Większość nas doświadczyła w swym życiu chwil, w których czuliśmy
się całkowicie opuszczeni, chwil, w których nasze serca, osłabione płonnymi
nadziejami, zamierały.
Trzeba nam jednak pamiętać, że ta straszliwa godzina jest często jak
najciemniejszy moment nocy, który poprzedza zaranie nowego dnia, jak ów
przełomowy czas w roku, kiedy to wiejący ponad stwardniałą ziemią lodowaty
wiatr śpiewa żałobną pieśń odchodzącej zimy i przynosi z sobą przepowiednie
zbliżającej się wiosny.”
Czas bym wspomniała o swoich przyjaciołach. Dlaczego tak
piszę? Bo właśnie przez to, że „Shirley” w moim życiu była kilka miesięcy, do
bohaterów nie tylko się przyzwyczaiłam i ich polubiłam, ale przede wszystkim
zawarłam z nimi przyjaźnie. (Przynajmniej z niektórymi.)
Niemal każda przedstawiona postać, została opisana „od góry
do dołu”. Poznałam wygląd zewnętrzny każdej z nich tak dobrze jak charakter.
Zostały mi ukazane wady i zalety postaci, a wszyscy
niewątpliwie je posiadali.
Za bohaterów pisarce należą się pokłony, bo stworzyła ich
tak, że czytelnik w którymś ujrzy cząstkę siebie.
Narracja została wprowadzona trzecioosobowa. Chociaż można
by to negować tym, że pisarka historie opowiadała czytelnikom, a nie tylko ją
napisała. Zwracała się do nas „Czytelniku”, więc w pewnym sensie była również pierwszoosobowa.
Dzięki temu Bronte nawiązała ze mną kontakt emocjonalny.
I chociaż książka należy do tych starszych (XIX w.) to styl
i język bardzo mi odpowiadały. W „Shirley” znajdowały się wyrażenia, których
się już nie używa, zdziwić mogły także niektóre tradycje czy przyzwyczajenia
bohaterów ale za to poczułam piękno XIX – wiecznej Anglii. Byłam w środku zdarzeń
i właśnie ta magia jest jedną z głównych pozytywnych cech powieści.
Okładka od pierwszego wejrzenia wpada w oko. Piękna kobieta
i nutka tajemniczości, zachęcają do sięgnięcia po lekturę. Jednak po otwarciu i
przy dłuższym użytku, zobaczyć można także mankamenty wydania. Ze względu na
grubość książka niemal rozpadła mi się w rękach. Okładka odklejała się i nie
pomagało mi to w czytaniu.
Czcionka za to mi się podobała, była w sam raz.
Uwagę mam jednak do opisu znajdującego się na tylnej
okładce. Zdradza on za dużo z fabuły i jeżeli czytelnik chce być zaskoczony nie
powinien go czytać.
Powieść zakończyła się tak jak tego nie cierpię. Tym razem
jednak, nie umiałam wyobrazić sobie by było inaczej. Takiego finału oczekiwałam
i mimo, że nie byłam zaskoczona to był przepiękny i uroniłam przy nim łzę.
Pożegnać z bohaterami było mi się naprawdę ciężko.
Charlotte Bronte to autorka „Dziwnych losów Jane Eyre”,
powieści, która zdobyła grono fanów. Nie czytałam tej książki i chociaż
wolałabym dalej zagłębić się w przygody postaci występujących w „Shirley” to z
chęcią sięgnę po inne dzieło pisarki.
„Shirley” to nie jest książką dla każdego. Możliwe, że nie
spodoba się osobom, które nie lubują się w XIX - wiecznej Anglii, innych za to
chwyci za serce. Warto zaryzykować. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji
przeczytać, to zachęcam do nadrobienia.
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu:
___________________________________________________________
Dlaczego nie było mnie niemal dwa tygodnie?
Tym razem to nie było spowodowane moim lenistwem, a wręcz przeciwnie - pracą. Jaką? Poprawianiem ocen. Tak to jest jak się uczeń budzi pod koniec roku. Książek w maju przeczytałam jak na razie bardzo mało, z recenzjami jest jeszcze gorzej i myślę, że przez jakiś czas to nie ulegnie zmianie, za co przepraszam: Wydawnictwa jak i Was Drodzy Blogerzy!
Staram się nadrabiać czytanie waszych recenzji/postów, jednak to także przychodzi mi w trudem. Proszę o wybaczenie , cierpliwość i zaufanie. Po roku szkolnym wezmę się ostro do pracy! A teraz trzymajcie kciuki!
ja też mam takie dwie książki, któe zaczęłam czytać i odłożyłam... i jakoś się do nich zabrać nie mogę. I to książki, które zbierają same pozytywne recenzje "Cien wiatru" i "Intruz" Meyer... ale muszę się wziąć w garść! "Shirley" jednak sobie odpuszczę, jakoś mnie nie ciągnie do tej książki.
OdpowiedzUsuńTej Autorki czytałam jedynie „Dziwne losy Jane Eyre”. Podobała mi się, ale to tego typu powieści trzeba mieć odpowiedni nastrój:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę szybkiego końca roku szkolnego:)
Piękna książka, niesamowita historia. Polecam każdemu :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jeszcze przede mną, ale zapowiada się nieźle ;)
OdpowiedzUsuńprzyjrzę się bliżej tej książce :)
OdpowiedzUsuńO, ty o "Shirley", a ja właśnie czytam książkę innej siostry Bronte - "Lokatorka Wildfell Hall" ...i chyba obydwie uwielbiam tak samo :D
OdpowiedzUsuńMam niemałą ochotę na tę książkę i jak tylko ją dorwę, przeczytam:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Trzeba się w końcu zapoznać z twórczością sióstr Bronte... "Shirley" idzie na pierwszy ogień :)
OdpowiedzUsuńTo książka na milion procent dla mnie *_*
OdpowiedzUsuńJa zaczęłam pracę (roznoszenie ulotek) i od trzech dni nie przeczytałam ani strony...
OdpowiedzUsuńCo do książki - lubię tego typu literaturę i z pewnością za tę książkę kiedyś się zabiorę ;]
A "Shirley" jeszcze przede mną...
OdpowiedzUsuńA, i nie przejmuj się, poprawianie ocen dopiero się zaczęło i wkrótce każdy z nas będzie tym zajęty ;)
Nie czytałam jeszcze tej książki, ani nie spotkałam się z twórczością tej pisarki, wiec trzeba nadrobić,jednak, podobnie jak ty - pasowałoby poprawić oceny a dopiero potem brać się do czytania. Ta nauka idzie mi kiepsko, jeśli wiem, że jakaś interesująca ksiązka czeka na mnie :) Zapraszam serdecznie do mnie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Shirley!
OdpowiedzUsuńA co do poprawiania ocen to sezon uważam za otwarty...
Mam ją na półeczce i nie mogę się już doczekać aż do niej zajrzę ^^
OdpowiedzUsuńMiałam jedno, nieudane podejście do tej książki i najprawdopodobniej na tym się skończy. Przeczytałam o tym poprawianiu ocen i sama sobie przypomniałam jak jeszcze rok temu latałam za ocenami w liceum :D Pozdrawiam i dodaję do obserwowanych, bo prawdę mówiąc, jestem tu po raz pierwszy :)
OdpowiedzUsuńjuż od pewnego czasu mam na półce i ciężko mi się za nią zabrać, raczej sobie jeszcze chwilę poczeka :)
OdpowiedzUsuńMuszę przeczytać, koniecznie!
OdpowiedzUsuń