środa, 15 stycznia 2014

"Kroniki Ellie 3 Przyciągając burze" - John Marsden

W świecie moli książkowych zawsze nadchodzi ten moment; sprawia czytelnikowi ból, powoduje smutek, ale także w mniejszym stopniu raduje. Tą chwilą jest zakończenie ulubionej, a czasami wręcz ukochanej serii. Przyszła pora i na mnie, bym ostatecznie pożegnała się ze światem "Jutra" po trzeciej części "Kronik Ellie". Nadszedł kluczowy czas na moje podsumowanie, moment, w którym muszę uprzytomnieć sobie, że to już koniec.

Wyzwolenie prosperuje w pełni, lecz Ellie nadal nie chce dołączyć do ruchu oporu. Dodatkowo jakby bohaterce było mało problemów wróg obiera ją i jej dom za główny cel. Dziewczyna zaczyna żyć w strachu, sypia z bronią przy ramieniu, a przed wejściem do domu bacznie się rozgląda. Mimo paradoksalnie pisząc paranoi Ellie nie potrafi przewidzieć, że nieprzyjaciel będzie zdolny porwać Gavina.

Pewnych historii nie chce się kończyć, są bowiem takie przygody, które w sercu i umyśle człowieka pozostaną wiecznie żywe. W moim przypadku do tych fenomenów zalicza się seria "Jutro" oraz jej kontynuacja "Kroniki Ellie". Jakbym miała obiektywnie odpowiedzieć na pytanie dlaczego tak się dzieje to musiałabym się dłużej zastanowić. Zapewne za plusy cyklu można uznać refleksje głównej bohaterki; dosadnie szczere, czasami nawet brutalnie prawdziwe, ale również przejmujące.

"Teraz to tobie zaginęło dziecko, może być kilometr, ale równie dobrze sto kilometrów stąd, na północy, ale równie dobrze na południu, na wschodzie, albo na zachodzie. I z każdą chwilą może się oddalać jeszcze bardziej. To duży kraj. Nawet nie wiesz, gdzie zacząć poszukiwania. Zresztą możliwe, że szukasz już tylko zwłok."

Niesztampowa jest także wyobraźnia Johna Marsdena. Jego pomysły wydają się nie mieć końca, każda nowa scena potrafi zaskoczyć; jest nieprzewidywalna, ale również opiewana w akty przemocy. To właśnie można uznać za dobre w tych powieściach, toteż, że nie pokazują zakłamanej wizji świata, nie są przesłodzone.

"Zabawne, mimo wszystko bardzo szybko przystosowujemy się do zastanej sytuacji. W lesie w samym środku wojny, kiedy jest ci zimno i umierasz z głodu, nie masz nic przeciwko wylizywaniu resztek z dna plecaka. Ale siedząc w drogiej restauracji, narzekasz, jeśli frytki są za zimne."

Proza Marsdena uzależnia. Jest jak amfetamina dla narkomana; chce się jej coraz więcej. Jednak nie wszystkie książki autora mogę uznać za udane. Chociaż "Jutro" wciągnęło mnie w swój świat, w tak rzeczywistą iluzję wojny, to pierwsza część "Kronik" podkopała autorytet pisarza, brakowało w niej tego co tak zachwyca przy czytaniu obu serii.
Bądź co bądź finałowy tom podsumowujący przygodę Ellie i jej przyjaciół nie zawiódł i wrócił na dobre tory prowadzące nas do końca podróży.

Gdyby tak przyjrzeć się z boku, można wysnuć teorię, że Ellie jest bohaterką tragiczną. Na wielu etapach swojej życiowej ścieżki ściera się ze skutkami podjętych decyzji. Śmiało mogę jednak rzec, że bystrym umysłem potrafi wyjść z dużych opresji. Narratorka lektury dominuje wśród innych postaci żeńskich mentalną siłą. Mimo, że wiele razy mogła się poddać, czy usiąść i zapłakać to cały czas kierowała nią determinacja.
Pod lupę można tak wziąć każdego bohatera, ponieważ rzuca się w oczy ich różnorodność. Wady pomieszane są z likiem zalet, zaś cechuje ich żywiołowość i hart ducha. Jako grupa tworzą całość i mimo, że niekiedy działają pod wpływem chwili; bez analizy to potrafią dojść do znaczących wniosków, które polepszają ich wzajemną relacje.

Najtrudniej jest nakreślić jakim słowem posługuje się Marsden, bowiem manipulacja czytającym z każdym tomem się nasila. Kwestie poruszane przez pisarza są niebanalne; nasuwają myśli zarówno o przeszłości, teraźniejszości jak i przyszłości. Uczucia zaś toczą zażartą bitwę w naszych umysłach.
Autor w 3 części "Kronik" posunął się krok do przodu, zaryzykował i dodał motyw prawniczo-sądowy. Umiejętnie nim pokierował: tak, że  te sceny potrafią wzbudzić zaciekawienie w czytelniku.
Pisarz bardzo skupił się także na stosunkach Ellie-Gavin i emocjach towarzyszących im podczas rozłąki; tym samym podkreślił wielkość uczuć bohaterki do chłopca.

Gdy zamknęłam ostatnią stronę "Przyciągając burze" zakończyłam w życiu pewien etap. Sfinalizowałam przygodę z "Jutrem", na dłuższy czas pożegnałam się z przyjaciółmi, których poznałam w serii. Zrobiłam pokłon dla Ellie i ruszyłam w poszukiwaniu innych doświadczeń. Pozostało mi cierpliwie czekać na dalsze ekranizacje "Jutra" lub kolejne książki Johna Marsdena, bo dalej skrycie liczę, że zostaną wydane w Polsce.

"Można z kimś spędzać mnóstwo czasu i wcale mu go nie poświęcać. Podobnie jest z wydawaniem na kogoś pieniędzy albo robieniem mu prezentów. Bo największy prezent dostajesz wtedy, kiedy ktoś postanowi ci podarować pół godziny, godzinę albo całe popołudnie i ten czas jest tylko dla ciebie."



Za książkę dziękuję

9 komentarzy:

  1. Wspaniała recenzja :) ostatnio zastanawiałem się czy nie sięgnąć po tą książkę i teraz wiem ze to zrobię tylko muszę trochę zluźnić sobie na karcie bibliotecznej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, czasami czuję się, jakbym była jedyną, którą JUTRO nie uwiodło. Jakoś nie bardzo książki przypadły mi do gustu. :x

    OdpowiedzUsuń
  3. tak tak to coś dla mnie ;d

    obserwuję, będę zaglądać do Ciebie częściej

    OdpowiedzUsuń
  4. chyba powinnam to przeczytać:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Musiałabym najpierw sięgnąć po serię Jutro :)

    OdpowiedzUsuń